Kolejny koszmarny dzień
walki o jedzenie.
Od kilku dni nie
pozwalamy Ksawkowi pić mleka w ciągu dnia.
Spodziewałam się
jakiejkolwiek reakcji, niestety, nie było.
W końcu też z braku sił
i chęci podjęłam decyzję, że albo będzie jadł to co my, ale się zagłodzi.
Właśnie przestałam
gotować osobno dla Smyka. Mam powyżej uszu gotowania codziennie rosołku (bez
selera, bez marchewki, bez pietruszki zielonej, bez przypraw) i wylewania go w
kanał. Słabo mi się robi jak codziennie wyciągam makaron literki i gotuje i
połowę wyrzucam.
Mam dość smażenia
codziennie na kolacje paluszków rybnych lub schabowego.
Wojna. Wojna z
demonami.
Dziś działy się
dantejskie sceny.
Zrobiłam barszcz
czerwony z ziemniakami. Ksawek oczywiście powiedział, że nie znosi tej zupy i
nie będzie jadł ziemniaków, bo nie lubi. Oczywiście on nie ma prawa pamiętać
jak smakuje burak lub ziemniak, bo ostatnio je jadł 2 lata temu.
Każdy mój obiad jest
przełykany w stresie, w pośpiechu, zimny lub bez smaku (z nerwów).
Dziś nie było inaczej.
Najpierw, że nie umyje
rączek, potem, że zje, potem, że nie zje. Nalałam na dno, dałam odrobinkę
ziemniaków, bez zieleniny. Mówię, pomocz język, weź jedną łyżeczkę i sprawdź jak
to smakuje. NIE. Odwraca głowę itd.
W końcu wyprosiliśmy Go
do pokoju. Szał. Darcie. Krzyki. Kopanie. Tupanie. I tak pół godziny.
Wytrzyj mi nosek,
przytul mnie, będę jadł, nie będę jadł i tak w kółko. Tata dziś okazał się słabszy,
nie widzi tych scen na co dzień. Smyk to wyczuł i non-stop wołał Tatę. Tata stoi
i powtarza Ksawkowi 10 x pod rząd – jak się uspokoisz to porozmawiamy – mówię,
powiedz raz i wyjdź, nie dyskutuj.
Obiad – mój i Taty –
masakra – przełknięty w nerwach i krzykach. Tata nawet nie dodał pieprzu jak
zwykł to robić, więc na pewno było Mu obojętne co je.
Te wszystkie żywieniowe
urojenia Ksawka trują naszą rodzinę.
Wyszłam z kuchni,
musiałam się położyć. Ksawek postanowił zjeść. Ponownie. Poszli z Tatą do
kuchni. Jak zwykle kilkukrotne podgrzewanie w mikrofali (czas spożywania
posiłku przez Smyka powoduje, że zjadałby tylko zimne posiłki). Zjadł. Zjadł
prawie wszystko. Mało tego, zjadł ponoć z ziemniakami! I to takie niedokładnie
rozgniecione, z „grudkami”!!! i nie zwymiotował!
Na drugie zrobiliśmy
razem ze Smykiem – kopytka. Smyk sam robił „węże”, sam uklepywał, kroił
(sprawniej niż Mama, bo Mama ucięła sobie czubek kciuka). Do tego dla Ksawka
zrobiłam kotleciki z polędwicy wieprzowej w sosie własnym. Rozpływały się w
ustach. Ksawek zobaczył na talerzu 1 kopytko, kopytek (?!) i malusiego
kotlecika i od razu NIE! Nie będę jadł. Wyszedł. My zjedliśmy. Wrócił,
powiedział, że zje kotleta. Ogrzewanie w mikrofali. Zjadł 1,5 kotleta.
Na kolacje zjadł 4
grzanki!
Wczoraj zjadł
jajecznice z 2 jajek!!! (jajecznice zjadał od czas do czasu, tak ok. 2-3 razy w
miesiącu i max zjadał połowę z jednego jajka, a najlepiej tylko z żółtka).
Może takie metody
zadziałają? Skoro nic nie działa to i tak nie mamy innego wyjścia.
Wieczorem oglądaliśmy
książeczkę pt. UGOTUJ MI MAMO! Booooże! Tyle
możliwości przeróżnych pięknych, kolorowych, zdrowych przekąsek, dań... alergia
nie jest przeszkodą!
Gdyby tylko chciał
spróbować...
Obiecał mi się
spróbuje, zobaczymy.
Jeśli nie, nie wiem co
będzie. Za jakiś czas trzeba będzie pobrać Mu krew i zobaczyć, czy to możliwe,
żeby nadal zdrowo funkcjonował.