Od
kilku dni usiłujemy uzyskać skierowanie dla Smyka. Tata jeździł,
dzwonił, wracał z niczym.
Dzisiaj
obudziłam Ksawka wcześniej i pognaliśmy do przychodni na zdrowe
dziecko. Nasza lekarka przyjmuje na zdrowym dziecku 1 dzień w
tygodniu 3,5 godziny, oczywiście łącznie ze wszystkimi
szczepieniami. Wchodzimy, a tam tak na bidę ok. 30 osób, 30 minut
przed końcem urzędowania pani dr..Ręcę mi opadły.
Idę
do rejestracji, daję książeczkę, odbieram receptę zamówioną
pisemnie i osobiście przez Tatę, i mówię, że chcę TYLKO
skierowanie. Oczywiście one nie mogą, dużo ludzi, bla bla, no to
już podniesionym głosem dyskutuję, że uzyskanie jednego świstka
papieru graniczy z cudem! Etc. W końcu, pani w rejestracji kazała
wejść do gabinetu i zapytać pani dr. Po 5 minutach zorientowałam
się, że nie mam książeczki Ksawka, wracam do okienka, pani mówi,
że przecież zaniosła razem z kartą do gabinetu. Wchodzę do
gabinetu, książeczki nie ma, wszystkie pielęgniarki szukają –
nie ma!Oczywiście zostałam wyproszona z gabinetu, no bo i tak nic
na razie się nie da.
Szukają
i mówi do mnie przy wszystkich – przecież ja nie brałam Pani
książeczki!proszę sprawdzić w torebce!może w ogóle Pani nie
wzięła? Dostałam piany, bo przed chwilą mówiła mi ta sama baba,
że książeczkę zaniosła do gabinetu a teraz robi ze mnie głupa.
No więc zaczęło się ostro, miałam całkiem sporą widownię, jak
za PRL w przychodni, w końcu podchodzi do mnie jakaś matka i
przeprasza, że ona przypadkiem schowała do siebie, bo ma taką samą
książeczkę...a na to baba z rejestracji:
Tak
to jest, bo jak się rejestruje, to się nie urządza pogaduszek ze
znajomą tylko sie patrzy co się robi! Hehehe To już było
przegięcie, więc wyraziłam swoje zdanie o jej zachowaniu, potem
dostałam w końcu skierowanie, znowu bez książeczki, więc znowu
się wracaliśmy
M
A S A K R A!!!
Sytuacja
wygląda tak, że tutaj, ja jestem sama samiuteńka z dzieckiem,
przez ostatnie 1,5 tygodnia zakatarzonym, bez auta, rodziny, niań
etc., Tata od świtu do wieczora w Krakowie i potrzebuję np. Recepty
na mleko, skierowania, medycznej porady lub po prostu coś na
obiad... i musiałabym mieć gońca lub tresowanego gołębia
pocztowego.
***
Krecikowo
– dla Tatusia
Mimo
pieknej dziś pogody, Ksawek mnie zaciągnął w drodze powrotnej do
sali zabaw. Mama bez śniadania, jedzenia i picia (śniadanie zjadłam
dziś o 13.30) ale co tam :) Na koniec pani poczęstowała Go
cukierkami, a że moja sierotka nawet nie umie tego odpakować i nie
wie co się z tym robi, powiedziałam, żeby wziął dla mnie, wziął
oczywiście żółtego :), ale nie jednego, bo zatrzymał Panią i
mówi:
„jeśćie
dla Tatusia!”
Znowu się wzruszyłam...