Moja lista blogów

czwartek, 29 listopada 2012

Korona, czapla i impreza



KORONA
Kraków, ciocia zakłada Nunkowi obrożę,
Ksawek: Dlaczego Nunek ma kolonę?

CZAPLA
Ksawek idzie, podnosi wysoko nogi nad kałużami i mówi:
Pać mamusiu! Idę jak ciopla!

IMPREZA
Mama: Jedziemy do babci
Ksawek: Na implezę?


***

Dziś byliśmy na popołudniowym spacerze (ciemno jak w nocy więc w sumie na nocnym wg Ksawuńka). 
Matko, jak mój syn kopie piłę! Ależ się chłopak wyrobił! :)


A tu dzisiaj fotograf w akcji:


sobota, 24 listopada 2012

Śliczna

Wychodzimy na spacerek, oczywiście sytuacja średniokomfortowa – jedna warstwa, druga, trzecia, Mama buty, jedną ręką swoją (nową) czapkę, drugą Smykowi kurtkę, szybko szybko, bo gorąco. Mama pochyla się nad Smykiem, żeby ubrać Jemu czapkę, nagle czuję ciepłą rączkę, która mnie gładzi po głowie i buzi, odwieszam się z tego pośpiechu, patrzę Smykowi w oczy, a On się uśmiecha i mówi do mnie:
„Mamusiu! Jesteś ślićna w tym!”
Wzruszenie to zbyt słabe określenie, co można czuć w takich chwilach.
KOCHAM całą sobą, nad życie i wszystko co jest mi drogie!



***
A dziś wtulony we mnie, mizia mnie rączkami wsadzonymi w moje rękawy, tańczyliśmy tańca przytulańca..
Syn. Synuś. Syneczek…Moja miłość.

Maska



Był i kotek, ze specjalnie wyciętym miejscem na nosek, ale już się Smykowi znudziło i nie chciał być kotkiem :)
Maska pieska baaardzo przypadła Mu do gustu, pytałam, czy Go nosek nie boli – nie nie, odpowiadał Smyk, ściągam maskę, a nosek spłaszczony i czerwony. Musiało boleć. Głuptas :)



Ksawek dziś powiedział, że „idzie na dwór”. Szczęka mi opadła. Mówię Mu: "na jaki dwór! Na pole!" (śmiech), a on – "nie, bo tak mówiły gwiazdki na Mini mini"...
No i masz. Moje dziecko będzie mówiło tutejszym dialektem :)

środa, 21 listopada 2012

Heloł Ti-Ti i Zjaba

Nie mam siły, nie mam czasu, nie mam głowy...
Fotka z dziś, totalne szaleństwo.

Ksawek wybrał dziś część z labiryntami i kulkami, pewnie tylko dlatego, że na sali z autkami były inne dzieci :)
Nieważne, w każdym razie pierwszy raz nie jeździł bitej godziny autkiem tylko szalał po labiryntach i zjeżdżał bez trzymania, na brzuchu itd. aż w końcu krzyknął:  
Maaamoo, ciemu ja nie lubiłem tych kulek?!
:)

Smyk miał jakiś przełom przeskok, zwał jak zwał – kurczę, zmienił się :) Nie możemy Go ogarnąć ani wzrokiem ani umysłem. Biega po meblach, wisi, przeskakuje z krzesła na sofę, wspina się na szafy itd, Będą guuuzy, oj będą!
Jutro przed nami dłuuugi dzień. Sama jestem ciekawa, co będę mogła jutro napisać...


Ksawek w Castoramie:
o jaaaa! Ale tu duuzio dźwi!!! Cieba od tego zwaliować!”

w aucie, wcina swoje ulubione literki, Mama podbiera
K: ej Ty złodziejaśku!”


"HELLOŁ TITI" – czyli wiadomo co :D
i "ZJABA" zamiast ZJAWA (Miś w niebieskim domu)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Ikea, Castorama, Leroy

Ikea tylko dla Smyka ...aż w Katowicach tym razem.. Tłum taki sam jak w Krakowie w niedzielę, kolejki do windy.
No i nie zdążyliśmy kupić tego, po co jechaliśmy do Castoramy...
Chyba rozpieszczamy nasze dziecię, które przechodzi etap:
jakie fajne! Chcę to! Kupi mi to! Mamusiu ja Ci pokazie takie dinki/autka etc, kup mi plosię, to chcę!, zlób mi psijemność! do Ikei chcę po zabawki!...
No i sami kopiemy pod sobą dół.
Jedynak nam rośnie :/
Co więcej – dopiero dziś Mama pomyslała, że w zasadzie to i mi by się przydał np. pojemnik na przybory do malowania, czy kilka innych rzeczy, które wczoraj dostał Smyk... Teraz na zakupach liczy się tylko ON.
Dobrze, że sprawia mi to prawie tak samo dużą radość jak kupowanie sobie :P





Nowe powiedzonka Ksawka:
CHYBA SPADAM!!! CO NIE??? :) „ - mówi, że z jakiejś reklamy to zna.
Gaz do dechy!” Rajdek
Musie uzić mysi sprzęt!!!” Klub Myszki Miki

Dzisiaj też śpiewał:
Huhu ha! Hu hu ha! Nasza zima zła! My się zimy nie boimy....ale ja się boję!”

Paprochy

Moje dziecko wszędzie czuje paprochy...w każdym jedzeniu są „paplochy”. Tylko w mleku nie ma.
Jego jedzeniowe fanaberię odbierają chęć do wszystkiego. Mam tego po kokardki! Jestem strzępkiem nerwów, brak mi już siły, inwencji, cierpliwości. Ksawek dzisiaj zrobił ze mnie emocjonalną miazgę.
Jestem tak zmęczona, jak po całym dniu chodzenia po górach. Nic mi się nie chce. Najchętniej poszłabym spać.
Albo żeby On poszedł. Wczoraj gdzieś przeczytałam wypowiedź jakiejś mamy, o tym, że jej 4letnia córka nadal śpi w ciągu dnia do 3 godzin!!! i ta mama również dodała, że w sumie to jej wszystko jedno, bo ona i tak pracuje po 12 godzin i dziecka nie widzi, ale chociaż w weekendy ma spokój i czas dla siebie :/
Tak to ja mogę mieć i pięcioro!

Smyk jadł dzisiaj śniadanie prawie godzinę. W sumie, to przesada zarówno nazywać to śniadaniem i użyć słowa „jadł”. Robił mnie w balona, żeby jak najdłużej oglądać bajkę (uprzedzam wszystkich, którzy myślą, iż nie znam idealnej, książkowej metody wychowawczej zabraniającej podczas posiłków odwracania uwagi dziecka od jedzenia – ŻE JĄ ZNAM! Ze słyszenia!I zapewniam, że gdyby moje dziecko zjadło przy bajkach 2 razy więcej niż bez to bym Mu puszczała bajki non stop. U nas nic nie działa). 

Dzisiaj podczas jednego śniadania było:
siku, 2 x podgrzej-zimne, dodaj mi biszkopcika, podmuchaj bo za gorące, chcę herbatki, wytrzyj mi łyżeczkę bo się pobludzila, wyciągnij mi „paplochy” (po posypaniu na prośbę zainteresowanego biszkoptem), wypluwanie na chusteczkę „paplochów” i kilka chwil jęków, płaczu, zakończone histerią trwającą 20 min.

Tata po weekendzie stwierdził, że zniesie dużo, ale nie może sobie poradzić nerwowo z obiadami...On też wymiękł już na dobre.
Wczoraj też stwierdziliśmy, że nasze dziecko świetnie już potrafi mówić o swoich emocjach i potrzebach: jestem zły, zmęczony, śpiący, za gorąco mi, zimno itd.
Jednego nie mówi – że jest głodny...Kiedykolwiek się Go nie zapyta czy jest głodny, odpowiedź jest zawsze jedna – NIE.

sobota, 17 listopada 2012

PNR

Padam Na Ryj.
Muszę chyba zmienić system. Tylko 2 dni w tygodniu razem we Trójkę, a całą sobotę za...chrzaniamy. 
 
Dziś:
Mama: mycie okien i balkonu+przedzimowe porządki, 3 pralki i kolejne 2 czekają (wieszanie prania jest dla mnie najgorszym chyba koszmarem prac domowych!po prostu nienawidzę!), szarlotka, obiad x 2, odkurzanie, ścieranie kurzy z każdego zaułku i nie tylko, mycie i sprzątanie kuchni, przygotowanie podwieczorku dla wszystkich (obieranie owoców i krojenie na kawałeczki – bynajmniej nie dla Ksawka, który jak przypadkiem dotknął rękawem mandarynki, poszedł z obrzydzeniem się wymyć...), przygotowanie 2 kolacji (m.in rybę i sałatki z pomidorów i mozarellą, z oliwą, ziołami i cebulką), zamieszczenie 2 ogłoszeń płatnych w necie, oblekanie pościeli. Udało mi się też pijąc kawę przygotować zdjęcia Smyka z początku roku do kolejnego fotoalbumu.
Jeszcze czeka mnie teoretycznie kolejna zmywara, prasowanie, moje cosobotnie domowe SPA (które dziś ze zmęczenia traktuje niemalże jak obowiązek a nie przyjemność dlatego dołączam do listy).
Tata: mechanik, myjnia, sprzątanie auta, zakupy, spacer z Ksawkiem, naprawianie kilku usterek w domu, proszących się o naprawienie od dawna, odkamienianie pozatykanych kranów (co tygodniowy mus), prasowanie,wieczorna toaleta Smyka plus usypianie (właśnie śpią).

No i pisaliśmy dziś w końcu LIST DO ŚWIĘTEGO:
(Ksawek niespecjalnie zainteresowany, a nawet niechętny – On na prawdę nie lubi św. Mikołaja:), robi to tylko dla Nas :P)



Jutro od rana znowu gary. Nie zdążyłam zamarynować filetów. Będą w sosie z suszonych moreli, śliwek i żurawiny i ciemnym ryżem :) Zobaczymy co wyjdzie.


piątek, 16 listopada 2012

Cudowny dzień!!!

Dziś tylko zdjęcia, to był na prawdę, piękny dzień, tylko jesień i MY, ja i On, Mama i Ksawek.
Mam strasznie, strrrasznie fajne dziecko! :))))))










czwartek, 15 listopada 2012

Skierowanie, Krecikowo

Od kilku dni usiłujemy uzyskać skierowanie dla Smyka. Tata jeździł, dzwonił, wracał z niczym.
Dzisiaj obudziłam Ksawka wcześniej i pognaliśmy do przychodni na zdrowe dziecko. Nasza lekarka przyjmuje na zdrowym dziecku 1 dzień w tygodniu 3,5 godziny, oczywiście łącznie ze wszystkimi szczepieniami. Wchodzimy, a tam tak na bidę ok. 30 osób, 30 minut przed końcem urzędowania pani dr..Ręcę mi opadły.
Idę do rejestracji, daję książeczkę, odbieram receptę zamówioną pisemnie i osobiście przez Tatę, i mówię, że chcę TYLKO skierowanie. Oczywiście one nie mogą, dużo ludzi, bla bla, no to już podniesionym głosem dyskutuję, że uzyskanie jednego świstka papieru graniczy z cudem! Etc. W końcu, pani w rejestracji kazała wejść do gabinetu i zapytać pani dr. Po 5 minutach zorientowałam się, że nie mam książeczki Ksawka, wracam do okienka, pani mówi, że przecież zaniosła razem z kartą do gabinetu. Wchodzę do gabinetu, książeczki nie ma, wszystkie pielęgniarki szukają – nie ma!Oczywiście zostałam wyproszona z gabinetu, no bo i tak nic na razie się nie da.
Szukają i mówi do mnie przy wszystkich – przecież ja nie brałam Pani książeczki!proszę sprawdzić w torebce!może w ogóle Pani nie wzięła? Dostałam piany, bo przed chwilą mówiła mi ta sama baba, że książeczkę zaniosła do gabinetu a teraz robi ze mnie głupa. No więc zaczęło się ostro, miałam całkiem sporą widownię, jak za PRL w przychodni, w końcu podchodzi do mnie jakaś matka i przeprasza, że ona przypadkiem schowała do siebie, bo ma taką samą książeczkę...a na to baba z rejestracji:
Tak to jest, bo jak się rejestruje, to się nie urządza pogaduszek ze znajomą tylko sie patrzy co się robi! Hehehe To już było przegięcie, więc wyraziłam swoje zdanie o jej zachowaniu, potem dostałam w końcu skierowanie, znowu bez książeczki, więc znowu się wracaliśmy
M A S A K R A!!!

Sytuacja wygląda tak, że tutaj, ja jestem sama samiuteńka z dzieckiem, przez ostatnie 1,5 tygodnia zakatarzonym, bez auta, rodziny, niań etc., Tata od świtu do wieczora w Krakowie i potrzebuję np. Recepty na mleko, skierowania, medycznej porady lub po prostu coś na obiad... i musiałabym mieć gońca lub tresowanego gołębia pocztowego.


***

Krecikowo – dla Tatusia


Mimo pieknej dziś pogody, Ksawek mnie zaciągnął w drodze powrotnej do sali zabaw. Mama bez śniadania, jedzenia i picia (śniadanie zjadłam dziś o 13.30) ale co tam :) Na koniec pani poczęstowała Go cukierkami, a że moja sierotka nawet nie umie tego odpakować i nie wie co się z tym robi, powiedziałam, żeby wziął dla mnie, wziął oczywiście żółtego :), ale nie jednego, bo zatrzymał Panią i mówi:
jeśćie dla Tatusia!”
Znowu się wzruszyłam...

wtorek, 13 listopada 2012

Zwierzątka i złote myśli


Odkurzone. Przyniesione z piwnicy Dziadziusia - ZWIERZĄTKA!
Moje ukochane, z dzieciństwa, część jeszcze mojego starszego brata ciotecznego, niektóre mają ponad 30 lat!!! :) Znam do dziś imiona ludków "bezprzynależnościbajkowych"-wymyślałyśmy z siostrą..Ech, jak to dawno było...

Przeróżne postaci z bajek i nie tylko. Na zdjęciu tylko część:





(więcej zdjęć nie wrzucam, bo na tym zastępczym kompie trwa to całe dnie:/ ) 



 ***


PS. KSAWEK ZNOWU PRZYBRAŁ NA WADZE!!! :):):):)

BLISKO KILOGRAM! SZOK!!! :)


***



Dziś mimo nie opuszczającego Ksawka kataru, poszliśmy na krótki spacer i zakupy.
Mijamy aptekę, gdzie jest KĄCIK DLA MALUCHÓW z zabawkami :)
K: idziemy do apteki!
Ja: nie ma takiej potrzeby!
K: ale ja chcę!
Ja: ja wiem po co chcesz iść, pobawić się, ale tam się można bawić, jak rodzice robią zakupy, a my dziś nic nie kupujemy w aptece Kochanie!
K: Mamusiu! ale to poplawi mi humol!


*** 
Tata dziś później jechał do pracy  (odebrałw końcu wyprawkę z przedszkola, ale o tym kiedy indziej). Smyk w oknie patrzy jak Tatuś odjeżdża i mówi cichutko sam do siebie:
K: lubię tego Tatucha, a on ciągle odjezdza...:(
<wzrusz>




***

Powiedzonka:
POTRZEBUJĘ INTYMNOŚCI! (i tylko dlatego, że spodobało Mu się chyba to słowo, częściej chodzi do kibelka i każe sobie zamykać drzwi, dziś nawet zapytał, czy może się zamknąć na klucz! :) )
DZIĘKUJĘ ZA INTYMNOŚĆ, BA! (cokolwiek to znaczy..) 



Ja rządzę tu autka! (w sensie, że je kładzie w określonym wybranym przez siebie miejscu)

Chcę zatańcić kupkowego tańca!!!  

(zawsze jak nie chce spać, mówi, że zrobi kupę i potem chcę tańczyć kupkowego tańca, który wymyśliła Mama za czasów, kiedy Smyk kupek robić nie chciał ;) )




Wypadanie



...z rąk.
Jejku, co za dzień! Najpierw wysypałam całe opakowanie pieprzu (na szczęście nie mielonego, ale i tak zbieranie małych kuleczek nie jest fajne), potem przypadkiem zamiast szczypty soli wsypało mi się połowę ikeowego słoiczka, no i gotowanie makaronu dla Smyka od początku.
Potem wylewając wodę czarną od płukania pędzli Ksawka rozbryzgało się to na połowę kuchni…

 Położyłam sobie na sofie karty SD. Jedną wcięło kilka sekund po tym jak się przez sofę przewinął Młody. 
Dialog:
Ja: brałeś kartę do aparatu, tu taka leżała przed chwilą?
K: tak, blałem
Ja (uff): no to gdzie jest?
K: nie wiem, przecieś nie blałem
Ja: ..(piana)
Szukałam szukałam, nie ma! Po prostu nie ma! Zapadła się pod ziemię.

Od godziny ok. 14:00 na podłodze w pokoju Ksawka nie ma kilku centymetrów wolnego dywanu. Wywalił kilka szuflad zabawek, tak, o, po prostu, sam nie wie po co.
Chodzi po tym, kopie, przesuwa, na moje prośby posprzątania reaguje z uśmiechem, że oczywiście, poprosił o pomoc, stwierdziłam, że jak zacznie chociaż i zrobi cokolwiek sam, to Mu pomogę. Kilka razy robił na odwrót, mieszał zabawki itd.
Poszłam koordynować.
Ja: wyciągnij gwiazdkę z wiaderka
K: jaką gwiazdkę?
J: leży przed Tobą (w wiaderku była tylko ta gwiazdka i kilka zwierzątek, nie można było jej nie widzieć)
K (grzebiąc mieszając itd. Wkłada głowę do wiaderka..): nie ma gwiazdki!
Ja: (wzbiera we mnie złość, a chęć pomocy oddala się) wyciągnij tą gwiazdkę jeśli chcesz, żebym Ci pomogła
K: ale jaką gwiazdkę?...
Wyszłam z pokoju.

Minęło kilka godzin, bałagan jaki był taki jest. Boli mnie, bo nie znoszę bałaganu, ale będę konsekwentna.

…Przed minutą Ksawek przyniósł mi kartę SD. Pytam gdzie była, a On na to:
U mnie, na dywanie.

Ja wymiękam.

Miodem i mlekiem płynące dni :)

Nic nie wygląda na takie jakim jest! :)

Miodem - bo Ksawek mimo głodówkowego dnia, dał się przekupić słonymi literkami lajkonika (uwielbia je) i 3 x oblizał łyżeczkę z miodem!!! szok! mało tego, przyznał, że to całkiem słodkie i smaczne! Nie przekonał się oczywiście jednak na tyle, żeby zjeść np. grzankę z miodem, ale i tak jest to na prawdę COŚ!



Mlekiem - bo dzisiaj usłyszeliśmy kolejny totalnie absurdalny lokalny przepis - otóż pan dyrektor przychodni, postanowił, że nie można zamawiać telefonicznie recept na mleko (bebilon pepti) i że trzeba osobiście się stawić w rejestracji, złożyć pisemne zamówienie i do 3 dni odebrać receptę. MĄDRE???

W naszym kraju nie ma przepisów umilających rodzicom życie.
Kiedy w Krakowie nasza alergolog przepisywała nam bez mrugnięcia okiem receptę na 10 puszek mleka, tutaj maksymalna liczba opakowań wynosiła 4. Potem było kilka przepychanek, interwencji, przepisywania po 1 opakowaniu, potem u innego lekarza, bo naszej coś się porąbało i nie mogła się doszukać zaświadczenia z poradni alergologicznej o konieczności dalszego spożywania takiego mleka przez naszego syna...Znalazło się dopiero jak stawiłam się osobiście.

Bardzo, baaardzo bym chciała, żeby Ksawek miał w swoim środowisku choć jednego kolegę/koleżankę z alergią pokarmową, bo na Jego miejscu, niestety, ale faktycznie i ja czułabym się "inna"...

Może rok 2013 przyniesie dodatkowo lepsze wyniki Smyka...Tak bym chciała!

poniedziałek, 12 listopada 2012

Może jednak coś bardziej na południe...?

Pani Gardias mnie okłamała! Cały tydzień miał być słoneczny i ciepły! 
Jest godzina 15:00 a u nas świecą się światła, bo jest ciemno jak....!!! Syf, to na prawdę eufemizm na określenie tego, co za oknem.
Coraz częściej myślę, że Kraków jest za mało na południu, że w Krakowie też są te cholerne obrzydliwe krótkie szarobure dni przez połowę roku, a w Rzymie tymczasem pięknie i słonecznie.
Oj, cały czas wspominam wyjazd do Rzymu, ostatni tydzień listopada, a tam było w wtedy 30 stopni! Mam zdjęcie na dowód, pod Koloseum w bluzeczce na ramiączkach, jedyną jaką zabrałam.
Może jednak Roma, a nie Kraków...? A może mały wiejski domek w Portugalii...?
Nie, nie wygraliśmy w skumulowanym Lotku. To będzie Kraków, jeśli jakikolwiek bank znowu pożyczy nam trochę kasy i już nie narzekam. Na pewno jesień w Krakowie jest dużo ładniejsza niż tutaj ;]
Boooshe, mam nadzieję, że to nasza ostatnia jesień TUTAJ.

Mam kryzys twórczy do tego wszystkiego. Nic mi nie wychodzi. Zniszczyłam sobie kilka bombem brakiem pomysłu.
Chcę bardzo, ale nie mogę. NO po prostu niemoc, okropna :(

Dziecko nudząco-jęczące dziś. Znowu. Nudy na pudy. Ze spaceru nici, mimo, że katar mniejszy i moglibyśmy iść.

Gratis mam starego kompa, który się wiesza przy tak skomplikowanych dla niego czynnościach jak odpalenie fejsbuka czy gadu. Nie dość, że stary, to jeszcze ani jedno USB nie działa, nie mam tu poczty ani swoich dokumentów, zdjęć, nic, to jeszcze ma hiszpańską wersję klawiatury, na której układ jest znacznie inny od przeciętnej polskiej.




piątek, 9 listopada 2012

List do Św. Mikołaja



Mama robi powoli listę rzeczy, które przydałyby się Smykowi.
Ksawuś pyta, co robię i „do ciego”(do kogo) ja piszę. Marszczy czoło, i mówi:
K: ja nie lubię tego co tam mówiłaś
M: świętego Mikołaja?
K: tak...
M: no ale on przynosi dzieciom prezenty, wszystkie dzieci go lubią!
K: ale ja go nie lubię, a plezenty i tak dostaję...

Bez komentarza:)

czwartek, 8 listopada 2012

Niespodzianka



Dziś Dziadziuś Z. zrobił nam bardzo miłą niespodziankę!
Przyjechał na nasz wygwizdów, spędził z nami pół dnia i Smyk o mało gorączki nie dostał z wrażenia. Ileż radości, ileż zabawy...! To niezwykłe jak dziecko potrzebuje kontaktu z innymi bliskimi osobami. Wspaniale się bawili, a Mama mogła wyjść spokojnie do sklepu (bo już miałam wizję przymusowego spaceru z kichającym i kaszlącym od rana Ksawuśkiem), spokojnie ugotowałam 2 obiady, posprzątałam, wypiliśmy wszyscy kawki i herbatki, szkoda, że teraz tak rzadko spędza się razem czas...
Ksawuś oczywiście dostał prezent, przekazany przez dziadziusia od cioci – cudowna książeczka o ruchu drogowym, w której jest zamontowana sygnalizacja świetlna. Sygnalizacja po naciśnięciu odpowiedniego koloru świeci! Szał! Teraz jak Mama chce wejść/wyjść z pokoju, kuchni, łazienki.. muszę poczekać, aż mi Smyk zmieni na zielone <rotfl>
To był bardzo miły dzień! Tak dla miłej odmiany cholernego listopada!


***
Mama zrobiła Smykowi kolejną ciepłą herbatkę, Po 30 min, znowu niewypiwszy, mówi:
K: Zlób mi świeziej!
M: ok
K: tylko nie podgzewaj, i nie dodawaj miodu!
M: ok
Mama idzie do kuchni i podgrzewa z lenistwa w mikrofali. Wbiega Smyk i grozi mi paluchem:
Mówiłem Ci! Chcę świeziej! I pamiętaj!!! Bez miodu!

Mama podsmaża kurczaka, Ksawek woła: Maaamo! No to lecę do Niego, a On:
(nasłuchuje co w kuchni „piszczy”, pomyliły Mu się dźwięki):
K: ciemu nie ościendzasz wody..? (myślał, że przybiegłam, nie zakręciwszy wody...)

Terrorysta! ;]


(samoloty autorstwa Tatusia)

środa, 7 listopada 2012

Apogeum jesiennej nudy


Ten, kto wymyślił listopad, krótkie szare, mokre dni, ten chyba miał zdrowo nierówno pod sufitem.
Dzisiaj już nie wiem jakich słów użyć, żeby określić to, co chciałabym na ten temat dosadnie wyrazić.
Mam tak dość, że moim największym dziś marzeniem jest wyjść do najdroższych na świecie osiedlowych delikatesów i kupić mięso na jutrzejszą zupę dla Ksawka.
Czekam z największą niecierpliwością na powrót Taty.
Ile można siedzieć zamkniętym w domu, w obcym mieście, z dzieckiem póki co bez perspektyw na normalne przedszkole?
Można pewnie wiele, ale ile można, żeby nie zwariować?...
A może ja już dawno stan zwariowania mam za sobą? Całkiem możliwe.

Zakatarzone dziecię łazi za mną krok w krok i jęczy. Próba zajęcia Go czymkolwiek kończy się maksymalnie 2 minutami zainteresowania. Tu akurat zakatarzenie nie ma znaczenia, bo tak jest zawsze. Nic, kompletnie nic już Go nie interesuje, malowanki, kolorowanki, wyklejanki, budowanie, układanie, memory, tablica, bajki na rzutniku, piłki, miski, książki... Dzisiaj nawet resoraki i bajki w TV ma w głębokim poważaniu.

Jest tak nudno, że mój niejadek zapytał czy może drugi raz zjeść obiad (!?!), dla zajęcia czasu poszedł też zrobić osobno siku, osobno kupkę. Poważnie!

Oddajcie nam ciepło, słońce i długie spacery!!!!!!!!!!!!!!!!!

Gdybym mieszkała w normalnym mieście, mogłabym wyjść wieczorem gdziekolwiek, choćby do kina, do galerii, do muzeum, do knajpy, do znajomych, odreagować, a tu...? Pójdę sobie po mięso, jeszcze tylko 2 godziny...

wtorek, 6 listopada 2012

Byle do wiosny...



Listopadowo.
Do tego doszło przeziębienie i Taty i Smyka. Smyk od urodzenia nie chorował. Raz miał 1 dzień wysoką temperaturę i 1,5 roku temu przed wyjazdem nad morze miał katar. Tyle. Tak więc dziś jak się obudził i jęczał przez nos to mnie dreszcze przebiegły.
Raz, że latka Mu lecą, a ja nie znam się na dawkowaniu leków dla obecnej grupy wiekowej, dwa nie mam leków, bo się te „w razie gdyby” przeterminowały i powywalałam, a pogoda taka, że nie wyjdę z Nim nawet do sklepu czy apteki, więc przymusowe siedzenie w domu z zasmarkanym Smykiem, trzy – sąsiadka, z którą się w końcu umówiłam, po 3 latach, nie przyjdzie, bo i mój prycha i jej prycha i gorączkuje, cztery – dziadziuś jutro do nas nie wpadnie, bo miał nam kleić tapetę, no a tapety jak wiadomo niet, więc wizyta przełożona,  pięć - Tata wraca coraz później (przez pogodę i dodatkowe rzeczy do załatwiania po pracy, których my z Ksawkiem nie damy rady załatwić - bynajmniej nie z innej przyczyny) – reasumując - umieramy z nudów.

Za to wieczorami, oczywiście nie wiem co mam robić, bo chciałabym wszystko na raz.

Zapas materiałów do decu w zastraszającym tempie mi maleje :/ mimo 2 sporych „dekuszopingów” kilka dni temu. No i włosy tracę, chyba muszę pracować w czepku, bo już 3 razy przykleiłam się do wiszących nade mną schnących bombek i moje długie włosy poniosły znaczne straty.

Kolejna pożyczona książka ma jakieś 5 cm grubości.

Sterta prasowania ma więcej niż 5 cm grubości ;) a jutro będzie miała drugie tyle, bo właśnie pralka skończyła prać.

No i kilka fajnych pozycji w programie TV, a zaległości na necie...uuuhuhuhuuu.
Koniec roku też zbliża się, trzeba by się było w końcu zebrać do stworzenia kolejnej fotoksiażki dla Smyka, no i jakieś zdjęcia z tego roku wywołać, a wybrać i przygotować coś z tego ogromu zdjęć to robota na kilka tygodni. Lista prezentów dla Ksawka też by się przydała, w końcu będzie teraz okazji, a okazji...
Matko, właśnie mi się przypomniało, że miałam w tym tygodniu umówione wstępnie 2 spotkania w sprawie noo, powiedzmy realizacji naszych marzeń.
Ech...póki co idę sprawdzić czy znowu wygraliśmy skumulowane miliony.
Dobrej nocy wszystkim!

Ps. Zapomniałam wspomnieć o suszarce – w sobotę myślałam, że umarłam...susząc włosy ok. godziny 2:00 w nocy, usłyszałam huk, potem zobaczyłam płomienie, rzuciłam suszarkę i...ciemność. Okazało się, że spalona suszara wywaliła nie tyle korki w mieszkaniu co w ogóle odcięło prąd. Dobrze, że tylko w mieszkaniu, bo było tak ciemno na osiedlu, że już myślałam, że całe osiedle odłączyłam od zasilania :D

poniedziałek, 5 listopada 2012

Bazylia



Dzieci też mają czujnik poniedziałków...
Kocham „Na wspólnej”, które rozpoczyna MÓJ czas. Tylko ja i ja, ja ze sobą, ja z moim decu, ja z kompem, ja z książką, ja z TV, ja z Tatą (jeśli nie pracuje).
Dziś musiałam walczyć o tę własną przestrzeń i czas kluczem, w sposób dosłowny! Całe szczęście, że kupiliśmy drzwi z zamkami i kluczami.

Nie tylko tapet tu nie da się kupić... Weszliśmy do sklepu AGD, podchodzę do półki,
przybiega Pan i mówi:
„przepraszam, ale zamykamy” Ja pi....ę!!!!!!!!! No więc złapałam pierwszą lepszą suszarkę i tyle. Przy kasie stałam 10 min, bo przede mną stała mama z dorosłym synem, któremu kupowała plazmę za kasę z kopert. Jedna koperta ku jej zaskoczeniu nie wystarczyła, musiała uruchomić głębsze zaskórniaki, ponoć nie pamiętała peselu (można po tylu latach nie pamiętać swojemu peselu??? lub peslu jak tu niektórzy mówią) no i rozkminiali przez 10 min czy chcą dodatkową gwarancję..bla bla bla..a ja tam stałam z tą suszarką jakąś.
Potem rundka po sklepach w celu kupienia bazylii. To już drugi raz, kiedy w całym cholernym mieście, w tej metropolii, nie ma bazylii w doniczce!!!mało to, co tam bazylia, zastąpimy ją rukolą, ale parmezanu lub parmezanopodobnego również nie ma! I nie mówię tu o osiedlowych sklepikach, tylko o tutejszych supermarketach typu LIDL.
Szlag by to! Wróciliśmy z jakąś suszarką, z rukolą zamiast bazylii, z serem edamskim zamiast parmezanu, bez tapety, głodni, zmęczeni i wściekli...


Nam wściekłość uszła po napełnieniu brzuchów, za to Ksawek postanowił wyrównać rachunki i dlatego Mama uciekła.
Mam dość.
Do listy cudowności lokalnych dorzucę jeszcze kilka historyjek:
1)     leje, ja nie mam nic na obiad, pobiegliśmy z Ksawkiem po ryby, wyszło 8 PLN, od 10 PLN można płacić po ludzku, czyli kartą (nie kręcę nosem, że od 10 PLN, bo to jedyne miejsce na osiedlu, w którym od kilku dopiero miesięcy można w ogóle dokonywać transakcji bezgotówkowych), złapałam Nutellę –mały słoiczek za 8,5 PLN, chciałam szybciej, żeby nie trzeba było dziś jechać do supermarketu...No a i tak byliśmy i co? 2 x większy słoik po 7,99 PLN. Te osiedlowe delikatesy mają chyba najwyższą marżę z jaką się spotkałam i często gęsto stare mięcho, ale co z tego, jak mają monopol i tak ktoś kupi i tak. Ja też kupuje, bo czasem nie mam wyjścia. Grr Acha, i zawsze jak jedziemy wózkiem/rowerkiem i zostawiamy go sobie przy drzwiach „A” to zawsze kasa przy tych drzwiach się „rozlicza” i muszę i tak iść do kasy „B” po drugiej stronie sklepu i ulicy no i potem wracać po wózek/rowerek etc. Dziś w związku z tym zaczęłam soczyście kląć pod nosem.
2)     Straciłam wątek.

Nie ma fajnych poniedziałków



Nie przypominam sobie żadnego poniedziałku, który znalazłby się w kategorii „udane dni”.
Czy dzień tygodnia może wiedzieć, że ludzie go nienawidzą i odpłacać się tym samym? Hmm..
Poniedziałki, plus obrzydliwa listopadowa pogoda (wieje, leje, szaro-buro) plus zajebiście krótkie dni i rolety opuszczone przez zdecydowaną większość doby równa się...
#@$%!#@%^#@$&*$
Dobrze, że czasem bywa bez połączenia z PMS.
OSZALEĆ I ZWARIOWAĆ MOŻNA!

Ps. Na tym zadupiu nie mam jak kupić tapety! Albo sklepy są otwarte do 17stej jak większość tutaj, albo do wyboru mam 5 tandetnych oblatanych wzorów! Nie ma tu OBI, PRAKTIKERA, LEROY, CASTORAMY...  masakra jakaś! Nie ma tutaj też komunikacji miejskiej na tyle rozwiniętej, żeby w ogóle gdzieś dojechać!
Noo, może podjechałabym 100 m, żeby potem drałować kolejne 2000 m, gdyby moje dziecko nie dostawało histerii na samą myśl o autobusie.
Tata wraca zdecydowanie po 17stej no i jesteśmy w dupie.
Przepraszam dziś za wulgaryzmy. PONIEDZIALEK.

Musze koniecznie nabyć tę bluzkę:





piątek, 2 listopada 2012

Dokańczanie niedokończonych



To bardzo dziwne, dziwi i mnie, ale w mieszkaniu, w którym wiele rzeczy nie zostało zrobionych z powodu mojej zaawansowanej ciąży, a potem małego darciucha :) teraz zaczynamy dokańczać. Za 2 tygodnie minie 3 lata od naszej pierwszej nocy tutaj, perspektywa opuszczenia tego miejsca zbliża się, a my...urządzamy sobie, a ściślej dokańczamy nasze wizje wnętrzarskie dotyczącego tegoż właśnie mieszkania. Usprawiedliwieniem może być fakt, że dokończona całość będzie wyżej ceniona na rynku nieruchomości :P – taką mamy nadzieję.
Przy okazji zmian, Mama dziś włączyła turbo doładowanie w sprzątaniu łącznie z myciem okien :/

Ps. Uwielbiam rodzinkę.pl! <lol> Nawet Natalka dała dziś radę i nie biegała w apaszkach i szalach po domu i nie stroiła groteskowych min, a dzisiejsze „dasz maszka?” rozwaliło mnie :)