Oni i my przeciw alergiom, infekcjom, absurdom i innym rzeczom, które są i mają w nosie nasze zdanie na ten temat ;)
Moja lista blogów
niedziela, 29 czerwca 2014
czwartek, 26 czerwca 2014
SANEPID
Taak... dostaliśmy,
wczoraj wieczorem - wezwanie do sanepidu.
Około godziny 18.00
zadzwoniła domofonem pani, powiedziała, że ma przesyłkę i chce wejść. Pytam czy
to polecony i dlaczego nie wejdzie na górę? Pani odparła, że to nie polecony i
ona ma to wrzucić do skrzynki.
Później Tata schodził
do auta i przynosi ze skrzynki takiego kwiatka...Wezwanie w sprawie choroby
zakaźnej Leona...
Ostatnie badania Leo (poza posiewem) były w
szpitalu, dlatego pierwsze co, to próbowałam się dodzwonić do lekarki ze
szpitala. Nie odbierała, więc zadzwoniłam do lekarki Ksawka, ona zawsze
odbiera, tak było i tym razem, ale nie pomogła, nie wiedziała co to może być,
kazała się skontaktować ze wspomnianą lekarką prowadzącą ze szpitala.
W końcu ona oddzwoniła, ale
była bardzo zdziwiona i wręcz pewna, że to jakaś pomyłka.
Cudownie! Zostawiona na
całą noc z milionem myśli bez możliwość dowiedzenia się O CO CHODZI?!
Przez głowę przeleciała
mi jeszcze myśl o salmonelli, ale przecież minęło 2 miesiące od badań!
Oczywiście co?...nie
wytrzymałam, googluję, no i art. 50 KPA przewija się w sprawach grzywny za
nieszczepienie dzieci szczepieniami obowiązkowymi. Sprawdzam książeczkę, aby
upewnić się, że przez choroby niczego nie przeoczyliśmy...nie! jest komplet,
następny termin po 1 urodzinach - MMR.
Rano po przebudzeniu od
razu telefon do sanepidu i ....
Okazało się, że
adenowirus jest na liście chorób zakaźnych, a szpital przesyła takie raporty do
sanepidu ponoć, a oni mają obowiązek przeprowadzić wywiad – czy Leo chodzi do
żłobka, od kogo się zaraził i gdzie, jakie miał objawy itd.
Fajnie, nawet super w
razie epidemii, ale... Lekarka dziś zdziwiona była jeszcze bardziej, bo mówi,
że ona ma cały oddział dzieci z adeno i nic nigdzie nie wysyłają! Na zgłoszeniach
do sanepidu widniało nazwisko jakiegoś lekarza, a że tam nie widziałam nigdy
pediatry płci męskiej, domyślam się, że zrobił to, w ramach nadgorliwości, pan
stażysta, który był dość nachalny w swoich pytaniach i badaniach, a omylny w
wysnuwanych przez siebie wnioskach i diagnozach...
Odetchnęłam z ulgą, ale
nie jest fajnie dostawać takie wezwania...
Zbiegiem okoliczności w
tym samym dniu rano Tata pojechał do sanepidu wojewódzkiego z dwoma
pojemniczkami kup Starszaka :) w celu dokonania w końcu badania w kierunku
pasożytów i robali.
Cyrk z tym był większy
niż się spodziewaliśmy. Starszak tak polubił robienie kup do Leosiowego
nocnika, że robił kupę za kupą.
Techniki pobierania i
grzebania w kupie, w sensie dosłownym – są dość jasno przez sanepid określone i
o tym informowała uprzejmie pani z sanepidu telefonicznie. Żeby pobrać...albo, oszczędzę
wszystkim, a szczególnie chłopcom, którzy będą to czytać szczegółów. Kto robił
te badania to wie, jak śmierdząca to sprawa i do niej został przydzielony dzielny Tata :D
Do tego Leo w tym samym
momencie wykorzystał chwilę mojej nieuwagi - chwilę bez pieluchy - i zrobił kupę
na podłogę o czym nikt nie wiedział. To znaczy z powodu okrzyków zachwytu jakie
wydawał z siebie (ścieliłam wtedy łóżka w pokoju chłopców i tylko je słyszałam) wiedziałam, że było
to coś niefajnego – byłam pewna, że siku i...zapomniałam o tym. Sprawdziłam
tylko Leo, skarpetki miał suche, więc gitarra. A potem nagle Tata krzyczy CO TO
JEST!??? I rozniósł tę kupę po całym pokoju, a Ksawek nie chciał być gorszy i
przypadkiem przenosił resztki na skarpetkach....Armagedon!
W samym sanepidzie Tata
stał w wijących się kolejkach (a ja tym czasem sprzątałam) i tak jeszcze 4 razy :/
A Smyk powiedział, że to nie panie w laboratorium są gnojarzami tylko my bo my grzebiemy :P (gnojarze to żuki w Mai, i ciągle w tej bajce przewija się motyw gnojowych kulek i to był taki komentarz - a propos) ;D
Czasopismo PSZCZÓŁKA MAJA
W nagrodę za grzeczne zachowanie na badaniach podczas kontroli Smyk zażyczył sobie gazetkę PSZCZÓŁKA MAJA. Przyznam, że nigdy nie kupowaliśmy takich dziecięcych czasopism z gadżetami, ale tym razem się skusiliśmy.
Dodatkiem były naklejki
3d i niespodzianka.
Smyk jest wielkim
wielbicielem Pszczółki Mai odkąd dostał od znajomego Taty całą kolekcje na DVD.
Znika na długie minuty podczas oglądania. Mógłby tak zresztą oglądać i oglądać,
czasem nawet woli to od zabawy czyimś smartphonem.
No i uroczyście
zasiadamy do otwierania gazety i czytania bajko-komiksu i.....ZOOOONK!
Mama czyta, a Smyk pyta:
K: Mamo, kto to jest
Bodzio?
No to pokazuje Mu i
mówię: no ten!
K: nieee! To jest
Bartek!
Czytamy dalej. Mama
czyta... (...) przyszedł Ślinek (..) Smyk przerywa i krzyczy:
To jest Śluzak, a nie
jakiś Ślinka czy Ślinek!
Itd. itp.
Okazało się, że mimo
tego samego logo na okładce, wydawnictwo jest inne i inne widać tłumaczenia.
Dla mnie to niepojęta pomyłka, głupota wydawcy, jakiś absurd, żeby imiona
tłumaczyć wg upodobać tłumacza.
To tak jakby Maję
nazwać Julką, albo Zuzią, a Gucia nazwać Antkiem lub Frankiem.
Mało tego, bajka w
formie bajko-komiksu nie do przeczytania.
To co pod rysunkiem nie
pokrywa się z tym co na obrazu i w chmurkach po za tym nie wiadomo co czytać
najpierw. Fatalne w czytaniu, dziecko nie wie gdzie czytam :/
Kolejna sprawa –
zagadki z końca książeczki są strasznie na siłę, nielogiczne, bez sensu,
niekonsekwentne. Robią z mózgu siano, a nie uczą logicznego myślenia.
Dodatki..hmm.. bez
instrukcji, nie wiadomo co do czego.
Zraziłam się do takich
wydawnictw.
Rozmawialiśmy z osobą,
która zna ten temat bliżej i w Polsce takie wydawnictwa działają bez pełnych praw
autorskich i robią takie cuś specjalnie.
Tylko czy z korzyścią dla
dzieci?...
Poniedziałek z Mamą mimo Dnia Taty. KONTROLA W PORADNI.
Rano Smyk był u
fryzjera. Wygląda super i lubi jak Marysia nakłada Mu bezkarnie żel jakiś na
włosy :P
Potem pojechaliśmy do
przyszpitalnej poradni na kontrolę.
Odstawiliśmy spore dawki
leków stałych z czego się bardzo cieszę.
Pani doktor
podpowiedziała nam też fajną tanią alternatywę dla emolientów. Stosujemy.
Zobaczymy efekty.
Smyk ma szlaban na
nutellę i czekolady wszelakie, żeby podleczyć trochę skórę, bo gdziniegdzie ma
zadrapania do krwi z powodu bardzo silnego świądu.
Mamy po raz pierwszy
swoje krowie sukcesy, bo od ostatniej wizyty w końcu udało się wprowadzić do
organizmu Smyka białko krowie w postaci jogurtu naturalnego (po łyżeczce do
zupy 3 x), w postaci kilku gryzów loda śmietankowego, w postaci także kotlecika
wołowo-wieprzowego oraz 2 pierogów z mięsem także wołowym, oraz połowy parówki
indyczo-cielęcej.
Za czas jakiś jak
będzie już tego białka mleka krowiego w organizmie Smyka więcej, to zrobimy
test z krwi i wtedy okaże się właściwe ige.
Dla wyjaśnienia dodam,
że robienie testów z krwi, kiedy dziecko nigdy nie jadło białka mleka jest
niewymierne, określa pewni bardzo ogólnikowo poziom uczulenia, ale tak na
prawdę dopiero jak dziecko ma w sobie to białko to wtedy można ocenić w jaki
sposób jego organizm sobie z tym radzi czyli jak bardzo układ odpornościowy
mojego alergika będzie walczyć.
W przyszłym sezonie zaś,
nareszcie Smyk zaliczy ODCZULANIE! I pożegnamy, mam nadzieję, wszystkie
medykamenty.
Zapytałam też o
skierowanie na badanie kału w kierunku pasożytów i robaków, ale okazało się, że
można bez, płatnie. No i zrobiliśmy, ale o tym w innym poście :)
Po wizycie i zakupie
nagrody za cierpliwość Smyka podczas badań i wywiadów lekarskich (o zakupie w
osobnym poście, bo to był zakup typu kulą w płot, a tak na prawdę już napisałam
do pani z działu promocji tego wydawnictwa na temat szajsu jaki wydają – nie
byłabym sobą, gdybym nie napisała...)
udaliśmy się tuż obok do Ogrodu botanicznego UJ na ławeczkowy piknik.
Było cudnie, jak na
zdjęciach w poprzednim poście. Najdłużej siedzieliśmy przy stawie obserwując
uroczą kaczą rodzinkę. Pogoda piękna. Lubię takie dni.
Wracając musieliśmy
jechać objazdem i pytam Smyka żartując:
Ja: Będziesz wiedział
gdzie wysiąść, bo ja idę spać!
Ksawuś: no pewnie! Śpij
sobie!
Ja: (na trasie objazdu
widząc, że Smykowi oko ucieka) no to jak, na pewno trafisz?
K (zaspany, nieobecny)
ojeeej! Mamusiu, czy przejechaliśmy już nasze osiedle!??
Ja: nie Kochanie, śpij
sobie :)
K: no dobra, to teraz
zmieniam zdanie, ja śpię a Ty pilnujesz!
...I zasnął :)
wtorek, 24 czerwca 2014
poniedziałek, 23 czerwca 2014
Wietrzna sobota
Poszliśmy mimo pogody w
kratkę na „alejki”, gdzie miała być Asia o 15:00, ale my dotarliśmy dopiero o
16.30 i nie było koleżanki.
Pojeździliśmy po
osiedlach (w towarzystwie naszej sąsiadki, której 9 miesięczna córka została w hierarchii
Smyka zdetronizowana ze względu na Asię), wracamy, godzina 19:00, a tu na
przeciwko Asia z mamą wraca z naszego przyblokowego placu zabaw, bo szukały nas
wszędzie :) Radość i małej Asi i Ksawka bezcenna! Jak dwa małe szczeniaczki tak
skakali bez słów (Asia nie mówi), po zielonej trawce. Ciężko było ich pozabierać
do domów. Dziś też się umówili, ale lało.
W piątek mieliśmy
wianki pod oknami. To znaczy myśleliśmy, że wianki, ale za blisko były. W
piątek był mecz na Arenie. Wczoraj Wianki, a dziś nie mam pojęcia. Weekend ze
sztucznymi ogniami w każdym razie.
Jutro Dzień Taty, a tak
się złożyło, że ja spędzę ze Smykiem cały dzień. Dzień pełen planów, ale
głównym punktem programu jest kontrola w poradni alergologicznej.
Ps. Są kolejne wyniki
online z posiewu Leo! Wybiliśmy tego opornego syfa i to bez antybiotyku!!! :D
Zaległe, brudny poobijany
rowerzysta
Sama Mama na NH
niedziela, 22 czerwca 2014
Asia-Kasia i pierogi z mięsem
Asia to nowa
przyjaciółka Smyka. Relacji tej pojąć chyba nikt nie zdoła, ale oni – 2,5
letnia Asia i 4,5 letni Ksawek – uwielbiają swoje towarzystwo. Szczegóły
niebawem :)
(Kasia – ponieważ Smyk
nie potrafi wymowić imienia Asia, mówi, że jest głupie i zawsze zamiast „Asia”
wychodzi Mu „Kasia”)
Pierogi – dziś na
szybko Ksawek przed wyjściem na spotkanie z Asią-Kasią zjadł po prostu pieroga
z mięsem (!!!!!) – pierwszy raz w życiu, dlatego temat godny tytułu posta:)
czwartek, 19 czerwca 2014
2 rocznica bloga
Smyk jest starszy o 2
lata.
Kiedy zaczynałam pisać, miał zaledwie 2,5 roczku, był takim małym
Pimpkiem, a teraz po wakacjach idzie do zerówki...
Rowerowe miłe chwile
Wczoraj spędziłam z
moim starszym synem bardzo miłe i fajne popołudnie na rowerach.
Pokonaliśmy wspólnie
całkiem spory dystans, szczerze powiedziawszy zdziwił mnie mój pierworodny syn
kolejny raz :)
Mało, że dał radę, to w
piwnicy, dokąd chadzają z Tatą, był moim głównym pomocnikiem, ściślej – ja byłam
Jego pomocnikiem! Nie poradziłam sobie z kłódkami, On owszem, poradził sobie.
Objechaliśmy moje stare
kąty, zrobiliśmy sobie ławeczkowy piknik, a potem jak już plac zabaw
opustoszał, razem zjeżdżaliśmy na zjeżdżalni, razem się huśtaliśmy...
Mój mały kochany Smyk
staje się coraz mocniej odrębną jednostką. Jest takim mądrym dużym chłopcem,
sam wysnuwa wnioski, analizuje świat dookoła, ma swoje zdanie, nie robi
wszystkiego wedle mojego życzenia, robi wszystko po swojemu.
A oto ząbki Juniora.
Godne uwiecznienia, wychodzące w wielkich bólach, krzycząco-marudząco:
wtorek, 17 czerwca 2014
Fotozaległości
Nowa gra na deszczowe popołudnia:
Kreatywne zabawy Smyka
(tu rolnik kierowca ciągnika o imieniu Mateusz z Wesołej Farmy – zjeżdża po rurze
lub kręci się na karuzeli):
Szczęśliwe tup tup wczoraj po centrum
handlowym
(co za kolory płytek i
jakie przestrzenie i ile świateł, dźwięków!... nie mogliśmy Misia zapędzić do
wózka, były sceny – krzyk, kopanie, wyrywani się itd...hmm...)
Nowości Leonka i nauka przez naśladownictwo
Misiowi wrócił apetyt,
co mnie niezmiernie cieszy! Dużo wcina, aż miło patrzeć :)
Jego apetyt napędza
moja radość i chęć do podawania nowości.
Jadł już jajecznice,
chleb z masełkiem, nasz rosołek z lanymi kluseczkami, wylizywał łyżeczkę z
sałaty z jogurtem na słodko-kwaśno, kompot z truskawek, jogurt z owocami
leśnymi, wafle ryżowe z sokiem owocowym, biszkopty w całości, herbatniki dla
dzieci, cielęcinę, pomidory, twaróg na slodko z jogurtem, szpinakową z żółtkiem (Zupa Ksawusia), dziś też zjadł zupkę z królikiem i kalarepką oraz płatkami gryczanymi (Ksawety karmił dziś Leo i szybko stwierdził, że nie może znieść smrodu jego zupy (gryczane płatki) i uciekł do pokoju ostentacyjnie wydmuchując powietrze z nosa co rozbawiało do łez jedzącego (z pełna buzią) Leo.
... strasznie do tyłu jesteśmy z jedzeniem przez ten szpital i dietę, ale nadrabiamy i gonimy gonimy :)
... strasznie do tyłu jesteśmy z jedzeniem przez ten szpital i dietę, ale nadrabiamy i gonimy gonimy :)
Gorsza sprawa z zębami
– dziś na ten przykład był dzień mega mega marudzenia. Strasznie, do bólu (głów
– naszych), już czopek z paracetamolu wyciągnięty został, ale jakoś zasnął.
(Pisałam to wczoraj,
dzisiaj c.d. całodziennego jęczenia, darcia i marudzenia...)
Leo jest teraz
obserwatorem. Pięknie nas naśladuje, odkurza, myje mopem, wyciera mi buzie i
oczka jak Go karmię, wrzuca zabawki do pudeł, usiłuje wkładać wtyczki do
gniazdek (zabezpieczonych :)).
Zawsze też z dużym
zainteresowaniem ogląda swoje nadruki na bluzeczkach :) a jak przyjechały nowe smoczki, mimo, że podobne, to od razu zauważył, że inne i śmiał się, oglądał, przyglądał się, pokazywał mi, a potem delikatnie ciumkał czy dobre :P
Jest też BARDZO konkretny
i nie znosi ograniczania Jego wolności czy czasu – zmienić Mu pieluchę to
szczyt sprytu, a zmienić pieluchę z kupą i nie pobrudzić kupą wszystkiego
dookoła to w ogóle szczyt szczytów sprytu. Leo dosadnie krzykami i kopaniem i
całą gamą min pt. „jestem nieszczęśliwy, robią mi krzywdę” wyraża swoje
niezadowolenie.
Ma też swoje ulubione
przedmioty w domu – gliniany dzwoneczek powieszony w kuchni, zdjęcie ze ślubu
Mamy i Taty, tik-tak/zegarek, domofon, klucze w drzwiach i od niedawna –
szczotka do wc :) Zdarzyło się, że spacerował z nią po mieszkaniu, kiedy nikt
nie widział jak znika w łazience.
Ksawery natomiast jest
permanentnie przeze mnie szantażowany i za 5 min z moim telefonem jest w stanie
zjeść nawet gulasz z pieczarkami i pomidorami!!! Szok! Zjada też suszoną
żurawinę, ziemniaka, pomidorową z ryżem, fasolową.
Poza tym Smyk ma jakąś
zdwojoną siłę, energię i lata i biega i skacze i robi fikołki i turla się i
jeździ na rowerze, na hulajnodze, skacze po trawie, nawet tej dużej (już się
nie boi!!!)
sobota, 14 czerwca 2014
piątek, 13 czerwca 2014
Słuchanie ze zrozumieniem
ŻUL
Ksawek: Mamusiu, co to
jest żul?
Ja: nooo, to taki ktoś
kto lubi pić wino czy piwko, nierówno chodzi, tak się kiwa, siedzi na ławce (itp
itd. już nie pamiętam co mówiłam, ale musiałam dobrze to robić, bo nastąpiła
natychmiastowa weryfikacja moich wyjaśnień)
Ksawek: achaa, mamo, czy
to są żule??!! (...zapytał głośno i pokazał paluchem na męskie grono
osiedlowych ,obok których właśnie przechodziliśmy....)
Zanim kazałam Mu być
cicho i wytłumaczyłam dlaczego Mu kazałam być cicho, było już po ptokach...
Dobrze, że tak uważnie
mnie słucha. Czasem...
ps. Inna sprawa, że niektóre osobniki osiedlowe nawet trzeźwe potrafią mieć żulerską naturę. Kiedyś np. w sklepie osiedlowym Ksawek poszedł po lizaka czy po prince polo (ogłaszając to głośno oczywiście), a jakiś chłop, wyglądający raczej na przeciętnego chłopa w tym wieku, mówi mi do czterolatka: Lepiej sobie idź piwko kup.
czwartek, 12 czerwca 2014
ZĘBY!
Są! W końcu! Nareszcie!
Uff...
Test dzwoniącej
łyżeczki zaliczony na plus.
NR 1 lewa dolna „1”
NR 2 prawa górna „1”
NR 3 - ? chyba już
przebita – prawa dolna „1”
I to wszystko w ciągu
tygodnia.
Wszystko znowu inaczej
i nie tak jak w podręcznikach :)
W ciągu tego samego
tygodnia od kilku kroczków do totalnego chodzenia, skręcenia o 180, a nawet 360 stopni, a
także zawracanie i bieganie!.
Szalony Leo!
wtorek, 10 czerwca 2014
Rowery!
Tak, wspólne! :) w liczbie mnogiej! Pierwszy raz ja i mój syn,
razem, każdy na swoim – na rowerze!
W końcu! :) Wrócił rower, Mama wraca do rowerowania, Smyk goni
Mamę.
Idzie Mu coraz lepiej.
Postanowiliśmy Mu dokręcić jednak na jakiś czas boczne kółka, żeby
opanował skręcenie, pedałowanie, startowanie, samo jeżdżenie, a potem znowu
nauka równowagi.
Ksawuś na początku był bardzo niecierpliwy i płakał ze złości jak
nie mógł ruszyć pod górę lub na krawężniku czy po kamieniach. Teraz pięknie
sobie radzi, my siedzimy na ławeczce a On pyka duże koła po alejkach, tak
daleko, że Go nie widać.
Brawo synu! :*
poniedziałek, 9 czerwca 2014
Posiew
Z innych kwestii – Leo cały
czas w posiewie moczu ma 2 głupie wstrętne bakterie po szpitalu :(
Walczymy, jutro kolejny
posiew po kolejnej dawce leków, czekanie do 5 dni i jeśli się znowu powtórzą to
jakieś inne leczenie.
Wkurza mnie to, bo
strasznie ciężko pobrać od świeżo umytego niemowlęcia, poranny środkowy
strumień moczu do jałowego kubeczka. Wręcz niemożliwe.
Ciągle wychodzą
cholerne bakterie, a potem się okazuje, że dziecko zdrowe tylko próbka nie była
do końca czysta (tak jak w przypadku Ksawusia, którego leczyliśmy od jego 3 miesiąca
życia do 7 miesiąca życia kiedy się w szpitalu okazało przypadkiem, że żadnej
bakterii nie ma).
Wrrrr.
Alergia krzyżowa
Parę
dni temu Ksawuś miał biegunki i bóle brzucha. Po analizie tabeli z
alergiami krzyżowymi dochodzę do wniosku, że albo była to krzyżówka:
POMARAŃCZA (sok Kubuś)+TRAWY (pylące i skoszone)
albo
JABŁKA I ŚLIWKI (ze słoika) + trawy (j.w.)
Cielęcina, jogurt, pomidorowa i żurawina
Dzisiaj dzień ryzyka :)
Junior dostał cielęcinę,
której cały czas się obawiam.
Kilka dni temu Ksawuś
zjadł pierwszą parówkę z dodatkiem cielęciny również (pierwszej w swoim życiu).
Dziś Ksawek zjadł zupę
pomidorową z ryżem (!) i jogurtem (!!!).
System jedzenia zupy z ryżem - zamknąć oczy, wyobrazić sobie, że to rosołek i połykać bez gryzienia. Ale zjadł 10 łyżek. Zaliczne jako sukces.
Potem skuszony nagrodą (moim telefonem) zjadł kilka suszonych owoców żurawiny (!) i tu dla odmiany metodą gryzienia i przeżuwania. Dałam Mu też, rozochocona postępami, jedną najmniejszą, jaką znalazłam, rodzynką, ale zakaszlał, wypluł i powiedział, że nie lubi.
Żurawinę zjadł, telefon dostał.
System jedzenia zupy z ryżem - zamknąć oczy, wyobrazić sobie, że to rosołek i połykać bez gryzienia. Ale zjadł 10 łyżek. Zaliczne jako sukces.
Potem skuszony nagrodą (moim telefonem) zjadł kilka suszonych owoców żurawiny (!) i tu dla odmiany metodą gryzienia i przeżuwania. Dałam Mu też, rozochocona postępami, jedną najmniejszą, jaką znalazłam, rodzynką, ale zakaszlał, wypluł i powiedział, że nie lubi.
Żurawinę zjadł, telefon dostał.
Leo dzisiaj podkradł bratu drugie danie - pociumkał troszkę
klopsika z indyka i manny.
Dinozatorland
Genialny
park rozrywki, wg mnie faktycznie chyba póki co najlepszy w Polsce. Ja nie
znoszę miejsc POPULARNYCH, obleganych, z dzikimi tłumami, lodami, hamburgerami
i głośnym nagłośnieniem itd. Przerażają mnie takie miejsca. Ten park jest w
sumie właśnie takim miejscem, ale do zniesienia :) Moc atrakcji i radość
dziecka niweluje te gorsze strony parku rozrywki. Do tego późna godzina tuż
przed zamknięciem i udało się radośnie spędzić czas bez nerwów i bolącej głowy.
Chyba
pierwszy raz widziałam Smyka z tak rozbieganymi oczami, chłonącego WSZYSTKO
każdym porem skóry. Jego zachłanność w korzystaniu z atrakcji parku i ten pot
lejący się po czole i ten głośny śmiech i milion uśmiechów – bezcenne!
Już
myślałam, że nasze dziecię jest zblazowane do cna, że Go już nic nie ruszy bo
jest rozpieszczony i za dużo ma atrakcji na co dzień, ale jednak nie :)
No i
dumna jestem z Niego, bo był też na seansie 5D o dinozaurach i wybuchach
meteorytów itd. – ruszało krzesłami, padal deszcz, dinozaury wychodziły z
ekranu, starsze dzieci wybiegały z sali z krzykiem a nasz Smyk – zachwycony!
Podobnie
z olbrzymim sikającym na przechodniów dinozaurem (t-rex) – Ksawek biegał w tą i
z powrotem uciekając przed siuśkami.
Biegał,
skakał i chciał robić wszystko na raz. Poznał też nową koleżankę, tylko, że z
emocji, kiedy ona zapytała „jak się nazywasz?” Smyk przybiegł i mówi:
Mamo, ona
zapytała, jak się nazywam, a ja nie pamiętam co to znaczy? Czy to to samo, co,
jak mam na imię?”.... :)
Leo też
bardzo zadowolony, wydawał z siebie non stop okrzyki zachwytu. Podobały Mu się
ryczące stwory.
Z powodu
później godziny nie zdążyliśmy na wszystkie atrakcje, ale poinformowano nas, że
bilety są ważne do końca sezonu, także wracamy wkrótce do parku mitologii i
parku bajek.
Cena – 3 bilety
– 120 pln....Leo za darmo. To jedyna kiepska kwestia naszej wycieczki...
No i na np.
DOM DO GÓRY NOGAMI trzeba zapłacić 20 pln za 2 osoby. Masakrejszon.
piątek, 6 czerwca 2014
L – O – D – Y !!! i temat żywienia naszych pociech
Lodowa prowokacja.
Ksawery od kilku dni „chodził”
koło lodów. W końcu zapytał, czy może spróbować.
Dałam Mu.
Chapnął, połknął
kawałek BIG MILKA w polewie i mówi:
Pycha! Mogę jeszcze???
Dałam jeszcze trochę,
jutro następna porcja.
3 lata temu pewnie juz
bylibyśmy na oddziale z zagrożeniem życia Ksawka, dziś, póki co...hmm... tfu
tfu...
Od 2 lat wraz z naszą
lekarką usiłujemy wprowadzić do diety Smyka nabiał. Zaczyna się od jogurtów
naturalnych lub serków typu bieluch.
Raz może dwa udało mi
się dodać troszkę jogurtu do zupy Smyka, ale posmarowanie kromki serem graniczy
z absurdalnym cudem, więc nawet nie naciskam i nie wysilam się. Proponowałam
też Starszakowi jakiś deserek ze słoika, który zawiera jogurt – też nie
przeszło.
Może więc
przeprowadzimy prowokację LODAMI ŚMIETANKOWYMI:)?
We will see :)
Ostatnio nie mam czasu
na nic, pogoda obliguje do częstych spacerów i wypadów, wieczorem nadrabiamy z
Tatą sprzątanie, pranie, prasowanie, mycie, zakupy online itd.
Ksawery ma od kilku
tygodni znowu kryzys żywieniowy.
Są znowu głodówki,
darcie, krzyki, marudzenie, jęczenie itd.
Najgorsze dla nas jest
to SIEDZENIE NAD TALERZEM.
Są dni, kiedy Smyk
siedzi i je śniadanie do godz. 12:00, potem 2 godz. Przerwy i znowu je. Zupę –
czasem nawet 1,5 godziny, kilkakrotnie podgrzewaną.
Nadal jest cały czas
walka o kęs, o kolejną łyżkę, straszenie, kary, negocjacje.
Cały czas wygląda to
tak, jakby nasze dziecko jadło dla nas, bo wie, że musi, bo tak człowiek ma, że
musi jeść, ale nic poza tym.
I te jego ciągłe
paplanie przy stole – a czy mogę tylko powąchać, boli mnie brzuszek, chce mi
się siku, zimne, za gorące, nie lubię tego makaronu, coś mi tam pływa, dlaczego
zupa ma taki kolor, ile łyżek mam zjeść, żeby dostać telefon, a jeśli już nie
chcę oglądać Mai to czy ja muszę jeść? A czy mogę zjeść później?...i tak
ciągle.
I zrozumie tylko ten,
którego dziecko żyje powietrzem jak nasze.
Bardzo, bardzo to jest
wyczerpujące dla całej rodziny.
Leo, nasz Gruby Miś już
nie jest grubym misiem. Od szpitala w zasadzie nie przybrał na wadze i ciągle
stoi w miejscu od marca.
Z jedzeniem też nie ma
szału.
Leo nie toleruje
żadnych deserów ze słoika, nie zje też żadnych owoców roztartych nie ze słoika (n.
jabłka czy gruszki z biszkoptem). Rano na drugie śniadanie, czasem zje parę
łyżek jogurtu, czasem kilka łyżek kaszki. Z owoców w całości pociumka banana
przez minutę lub dwie, dopóki banan nie wyślizguje się z dłoni niczym mydło w
wodzie. Czasem possie jabłko.
Uwielbia natomiast
buły, chrupki kukurydziane i suchy chleb, po który człapie sam pod piekarnik,
wysuwa szufladę i wcina.
Zębów nadal nie ma!
Wszystkie na wierzchu, robią się krwiaczki i nadal dziąsła nie przebite.
Może jak już w końcu
wyjdą to zacznie jeść chętniej. Zobaczymy. Ksawuś mając 10 miesięcy miał już 8
ząbków.
Mimo swojej już nie tak
dużej wagi, Leo jest kurcze po prostu masywny i duży, chodzi teraz w ubrankach,
w których Ksawuś chodził mając 1,5 roku, chodzi też w Jego aktulanych czapkach,
a ubranko na chrzest zamówione na rozmiar 80 (rok) jest za małe :/
Leo zaczyna też
pokazywać foszki i wymuszać, ale o tym innym razem :)
Na razie jest cudny,
rozkoszny, słodki i śliczny i super chodzi :)
W przeciągu w zasadzie
tygodnia od kilku kroczków do lajtowego chodzenia po domu.
Coś niebywałego, moje
dwa Smyki zaczęły chodzić prawie w tym samym czasie. Leo tydzień wcześniej.
Oooo, już po
północy - Leo dziś kończy 10 miesięcy, a
my... rok temu przyjechaliśmy z całym naszym dobytkiem do Krakowa by zacząć
nasz nowy rozdział życia.
Minęło 12 miesięcy, a
my myślimy o kolejnej przeprowadzce, tym razem nad morze <lol>
Subskrybuj:
Posty (Atom)