Moja lista blogów

niedziela, 29 września 2013

To jednak dziewczyny pracują!



Na wycieczce u babci w pracy :)


Smyk żywo zainteresowany wszystkim. 100 pytań na minutę.
Taaak... sama pamiętam jak lubiłam odwiedzać mamę  w laboratorium, a że przez te blisko 30 lat niewiele się tam zmieniło, to teraz Ksawek widzi to co ja x lat temu, a co z każdym rokiem jest bardziej zabytkowe i trochę magiczne :)
A ileż tam różności!



Musze też przyznać, że bardzo lubię wyprawy z moim Starszakiem, on już jest taki duży...
A odkąd na świecie jest Junior, to na spacery ze Smykiem już nie biorę plecaka i kilku toreb najpotrzebniejszych rzeczy dla Niego – tzn. wcześniej zawsze był dodatkowy załadunek pt. „ w razie gdyby”  - w razie gdyby padał deszcz, wyskoczyła dziura na kolanie, Smyk ubrudził się czymkolwiek, wpadł do kałuży i zmoczył ubranie, nagle temperatura spadła o 10 czy 20 stopni, musielibyśmy gdzieś zostać na noc...a do tego piciu, jedzenie, chusteczki nawilżane;D etc.
Teraz zabieram NAS i wychodzimy. Noo, czasem Smyk zabiera ze sobą kilka ulubionych komórek, jakiegoś psiaka z kolekcji lub ewent. zestaw kluczy.



Pisze baba na maszynie...w końcu słowa mają sens i wiadomo na jakiej :)

czwartek, 26 września 2013

Dialogi



Ksawery w oknie czeka na dziadziusia. Pyta:
Czy dziadziuś przyjedzie z babcią?
Ja: nie, bo babcia jest w pracy
Ksawek: hmm, przecież dziewczyny nie placują!
Ja: jak to nie?! No, a ciocia?, a Twoje panie w przedszkolu?...
Ksawery: hm...czy siedzenie przy stole to praca?
<lol>

 ***

Z życia rodziny.
Ksawery coś zmajstrował.
Mama: ...Zwariowałeś?!
Ksawery: Tak
Mama: czyli jesteś wariat?
Ksawek: Awaliat (A-WARIAT)
Ja: ?!?
Ksawek: ...no bo lobię awalię!


***
Składamy zabawki, mnie udało się to zrobić szybko. Ksawek do mnie:
Mamusiu! Ale jesteś szybka bila!
<lol>

środa, 25 września 2013

Rurociąg


Kredą po chodniku




  





Ksawek: mamusiu narysuj mi tostel i gziankę
Mamusia narysowała:






Ksawery idzie z drugiej strony i mówi:
Mamusiu, przecież to jest nasz TV, a nie toster!






Mama: Narysuj mi coś proszę!
Ksawek: (rysuje)


Mama: co to?
Ksawek: gzianka z dziemem!

środa, 18 września 2013

Powiew jesieni



Wczoraj było baaardzo bardzo jesiennie.





(jesienne bączki – pamiętam jak je z moim Tatą robiłam :) )


sobota, 14 września 2013

Rodzinne spacery – to jest to!




 Sobota, w miarę fajna pogoda, słoneczko...
O godz. 14:00 zaczęliśmy się zbierać na spacer.
Była potrzeba zrobienia większych pilnych zakupów, więc Tata stwierdził, że szybko pojedzie od razu.
Mama w międzyczasie dokończyła obiad, nakarmiła Starszaka, potem siebie.
Przygotowałam ubrania dla nas, i zrobiłam wszystkie inne rzeczy związane z wyjściem na pole.
Tata wrócił po 16:00, Junior obudził się na ok. 45 min. przed karmieniem. Zanim Tata zjadł, rozpakowaliśmy zakupy, przyszła prawie pora karmienia Najmłodszego.
Nakarmiłam. Wcześniej musiałam całego przebrać, bo się zasikał i pielucha nie dała rady.
W trakcie karmienia, Junior postanowił uwalić wielką dwudniową kupę.
Znowu przebieranie, mycie itd.
W końcu wyszliśmy po 17:00.
Słońce zaszło, zrobiło się zimno, tuż za blokiem jeszcze zainfekowany (drugi tydzień!!!) PrawieCzterolatek zrobił nam kolejną awanturę o to, że on chce na plac zabaw i że mamy Mu natychmiast przynieść z domu zabawki. Zaczął wyć jak opętany tym swoim zachrypniętym głosem.
Umowa była inna, że delikatnie spacerujemy, a On idzie przy wózku. Z powodu zimna i głośnego braku porozumienia, okrążyliśmy blok i wróciliśmy po 10 min do domu...
Mój Tata zawsze powtarza:
Kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma dzieci ten ma smród.
Ano.


PrawieCzterolatek w stylizacji własnej (wg mnie a la Majkel Dżekson, gdyby jeszcze ta apaszka była na nosie, wg Taty, szkoda gadać :P)


 


piątek, 13 września 2013

Kolacja i spacer



Pierwsza kolacja w swoim własnym pokoju (wietrzenie dużego pokoju)



Pierwszy spacer po/w trakcie choroby Smyka (czuć jesień, zdecydowanie:/)



Ps. Tata pcha wózek i wjeżdża w taką jedną śmierdzącą ptasim g... alejkę. Smyk podskakuje z przodu, coś tam śpiewa etc.
Ja do Taty przez zęby, celowo bardzo niewyraźnie i cicho:
Śmierdzi tu ptasim gów....em
Tata: czym??
Ksawek z przodu: gównem Tatusiu!

Noo, to się popisałam ;P


Ksawek w ogóle się tak wyrobił, takimi tekstami ciska, że nam szczęki opadają do samej ziemi!
Gdzie on się tego uczy :P:P

poniedziałek, 9 września 2013

ERR





Urwanie kalarepy.
Ksawek zaczął etap kaszlu pokatarowego, z jakimiś zmianami na tchawicy i krtani, ale chyba bardzo chory nie jest bo szaleje jak zdrowy.
Byliśmy dziś z obojgiem u pediatry (nie naszego, bo ma urlop), o dziwo! Wcale nie dali nam od razu skierowania do szpitala, jak zapewniała mnie pani z rejestracji, po tym, jak zrobiłam dym, że w nosie mam politykę ośrodka zdrowia i to, że jest jeden pediatra na pełny etat i właśnie ma urlop i nikt nas nie chce przyjąć i musze płacić po 150 pln za prywatne wizyty.
Pani doktor przemiła, weszliśmy bez kolejki, badała chłopaków bardzo dokładnie, rozmowę uznaję również za wyczerpującą i pełną informacji. Jeśli chodzi o Leo – chyba zdrowy, charczenie, kaszel i kichanie widać ma inne podłoże (refluks, wiotkość krtani, łapczywość i przejadanie się...). Pani doktor jak usłyszała, że nasz syn 2 ostatnie doby „mało” zjada, bo po 90/100 ml a normalnie ok. 130 ml to się za głowę złapała.
Powiedziała, żebysmy go nie wybudzali na jedzenie w nocy, bo nie ma takiej potrzeby.
Chciałam zważyć KLUCHĘ przed kąpielą – jak zawsze na brytfance i wadze kuchennej.
Cyk, ON/włączone, Leo leży i ...E R R ...
Raz, drugi raz, trzeci  - ciągle ERR.
Okazało się, że waga jest do 5 kg :)
Grubas :)

sobota, 7 września 2013

Trzeci, czwarty...no i proszę.



Było co raz gorzej. W czwartek Tata musiał ścigać po osiedlu Smyka i siłą na rękach zanosić Go do placówki.
Dramat.
Jest też dramat nerwowy w nocy, straszne jest to, co się dzieje z naszym synem.
Ja po czwartku wymiękłam...
Poszłam po południu na zebranie – bite 3 godziny!
Wróciłam jak było ciemno.
Sprawy organizacyjne – jeszcze sporo czasu zanim to ogarnę.
Sprawy pedagogiczne – jedna pani wychowawczyni cudowna, ciepła, z ogromnym widać doświadczeniem, druga nowa, przestraszona, robiąca jakieś eksperymenty na naszych dzieciach dla swoich awansowych pewnie potrzeb (to mi akurat nie przeszkadza, bo przynajmniej dzieci na tym akurat skorzystają). Ta druga jeszcze zagubiona, poplątana, zestresowana i to jest wkurzające, bo z jednej strony rozumiem, że wyskakuje przed szereg w celu zaimponowania pani dyrektor, ale dlaczego w związku z tym ja dostaję od niej reprymendę za nieużycie domofonu, o którego istnieniu nie wiedziałam, dlaczego nie przytula mojego syna, kiedy ten tego bardzo potrzebuje i w końcu dlaczego Smyk chodzi w rozpiętych butach po podwórku, w cienkiej bluzeczce bez apaszki, którą Mu przyszykowałam i z podkoszulkiem wychodzącym ze spodni i gołymi plecami na wietrze...?

2 godziny po powrocie z przedszkola nagle Ksawek dostał mega kataru z żółtą wielką niespodzianką, która przy kichnięciu wyskoczyła Mu z nosa i zwisała do końca brody....Pobiegłam z nim do lekarza – naszej nie ma, a ta druga na ½ etatu nie przyjmie nikogo więcej.
Poszłam dzień później popołudniu do jakiegoś szamana na zastępstwie. Wizyta trwała ponad 30 min i NIC z tego nie wyniknęło, bo pan doktor chyba nowy w polskim kraju i nie znał składu podstawowych leków na przeziębienie, a na większość moich pytań, przewertowawszy 3 podręczne encyklopedyjki,  odpowiadał – „szczerze powiedziawszy nie wiem, poddaję się”.
Dziś objawy choroby wykazał Leon...
Zamiast wizyty dziadka, babci i cioci przyjechał do nas pediatra.
Póki co w miarę nie groźnie to wygląda u obu, jednak u Leośka kaszel może sugerować co innego, a u Ksawka jest tajemniczy ból gardła "tam w środku, jak przełykam", którego nie widać przy zaglądaniu do paszczy. Albo więc krtań, tchawica, albo symulacja choroby w obawie przed przedszkolem, bo ten niby ból nie przeszkodził Mu w dość głośnym śpiewaniu i tańczeniu, a zapewnieniom, że jest bardzo chory i nie może chodzić do przedszkola, nie było końca...
Mam wszystkiego po kokardki.


ps. Leoś wczoraj skończył swój pierwszy miesiąc życia.

wtorek, 3 września 2013

Drugi dzień w przedszkolu



Dziś Mama przestała ufać swoim reakcjom przy odbiorze ewentualnie zapłakanego Smyka i wysłała Tatę.
Siedząc w oknie, z każdą minutą nasilało się moje czarnowidzenie.
Przyjechał znowu dziadziuś, żeby zrobić wnusiowi niespodziankę.
Idą!
Jeszcze zahaczają o plac zabaw, dzwonię zniecierpliwiona do Taty i uff...
PEŁEN SUKCES!
Dziś nasz syn zjadł zupę pomidorową, zjadł kotlecika mielonego i popił kompotem!!!!!!!!!!!!
Jak Tata przyszedł (dziś kolejne pół godziny później) to Smyk siedział po turecku w kółeczku z innymi dziećmi i słuchał, co pani mówi.
Bawił się/obserwował zabawy wymyślane przez Panią, pokazywał nam potem jeszcze troszkę nieśmiało, jak się dzieci bawiły w burzę, słońce, tęczę i pioruny, pokazywał jak Pani używa bębenka, gdy daje znać dzieciom, że mają składać zabawki itp.
I nie płakał ponoć, dopiero jak zobaczył Tatę :)
Potem podeszła do nich pani kucharka, która zapewniła męża, że zupę ugotowała tą jedną tylko dla Ksawerego i żebyśmy byli spokojni, że ona ma wnuka alergika ,wie jak to jest i że będzie robić tak, żeby mógł jeść :):):)
Po przedszkolu Smyk nawet nie chciał już rosołku w domu. Poszłam z nim po obiedzie do pobliskiego centrum handlowego. Pojechaliśmy na życzenie Smyka tramwajem. Było bardzo miło. Oczywiście nakupowałam Smykowi różnych różności książek, autek, plecaków i innych :/ Nie mogę się oprzeć.
Ksawek wybrał sobie kolejny raz zepsutego Bumbusia, który nie skręca, więc namęczyłam się na maxa. Nakupowałam jak głupia i nasz powrót do domu był tragikomiczny. Miałam 4 naderwane siaty, plus gigantyczną pakę pieluch, Ksawek trzymający się za palec i ...torebka, która postanowiła się urwać. Generalnie buhaha i ubaw po pachy :)
 Ludzie mi miejsca ustępowali i Ksawka za rękę trzymali, w drzwiach tramwaju przepuszczali, pomagali kupić bilet...zabawnie to musiało wyglądać, a jeszcze tramwaj ruszył, automat biletowy na drugim końcu, ja zaparta nogą, żeby nie wyłożyć się jak długa i Smyk krzyczący, że on nie chce jechać na gapę...krzyczał tak intensywnie, że w końcu jak udało mi się dotrzeć do automatu, odszukać i wyciągnąć portfel, to już byliśmy u nas na osiedlu no i musiałam skasować bilet kilka sekund przed wyjściem z tramwaju. W końcu trzeba dawać dziecku przykład uczciwości ponad wszystko ;)

.
.
.
.
.
.
.
.
.
Podczas pisania tego posta Smyk się obudził zlany potem z pytaniem czy już jest dzień i idzie do przedszkola. Potem usiłował rozmawiać, ale zasypiał w pół zdania :(
Boże, jak dziecko przeżywa wszystko, tak samo jak dorosły, tylko może mniej umie nazwać, rozpoznać, opisać, powiedzieć co się dzieje w głowie i serduszku.
Próbuję się postawić na Jego miejscu – nie wiem czy umiałabym temu sprostać jako dorosła osoba...
Kiedy Ksawka nie ma w domu panuje cisza, która boli.
Kiedy Ksawka nie ma w domu ciągle czekam aż wróci.
Kiedy Ksawka nie ma w domu tęsknię za Nim w każdej sekundzie czekania.
Kiedy Ksawka nie ma chcę Go przytulać bez ustanku.
Kiedy Ksawka nie ma podświadomie czekam na smsa lub telefon od Niego – przyzwyczajona do tego, że tak się czeka jeśli się za kimś tęskni. Wcześniej nie tęskniłam za kimś, kto nie ma swojego prawdziwego telefonu komórkowego.
Kiedy Ksawka nie ma słyszę z tyłu głowy głos sumienia, że On tam sam, że to my zgotowaliśmy Mu ten los...a my w domku sobie siedzimy całą trójką.
Kiedy Ksawka nie ma przeklinam system edukacji, zaczynam wspominać swoje koszmarne przedszkole i ściska mnie tak mocno. Ściska i wyciska potok łez. Tyle miłości jest w nas do Smyka i nie mamy jak Go w tej chwili chronić przed strachem, stresem, niepewnością itd.
Mam ochotę robić same niepedagogiczne rzeczy, chcę Go wziąć do siebie do łóżka, żeby chociaż w nocy był spokojny, chcę Go zabrać z przedszkola, tłumacząc sobie, że tak będzie bezpieczniej dla Leośka (infekcje), chcę zmienić umowę i zabierać Go zawsze tuż po obiedzie.
Chcę Go sama uczyć...
Oglądamy z Tatą zdjęcia Smyka sprzed 2 lat, sprzed roku – czemu ten czas tak zapieprza?...
Leoś póki co je i śpi, zaczął się tydzień temu do nas uśmiechać, zaczyna powoli wydawać dźwięki, koordynować ruchy rączek...za 3 lata On też pójdzie do przedszkola.
Nie chcę się na to godzić, a muszę.






poniedziałek, 2 września 2013

Pierwszy dzień w przedszkolu





Mama nie spała w nocy.
Ksawery otworzywszy oczy usiadł natychmiast i półprzytomny zapytał:
„czy ja już idę do przedszkola?”
Więc jednak...przeżywa.
Tata odprowadził Smyka. Czekałam w oknie w napięciu czy Tata wróci sam i w jakim nastroju wróci.

Ksawuś zachował się rano bardzo rozsądnie, mądrze, dojrzale. Panie okazały się miłe, Ksawuniek powiedział „papa” i poszedł do sali ponoć.
Potem oboje z Tatą staliśmy w oknie, bo grupa Smyka wyszła na podwórko.
Cóż to są za emocje!




Wszystko tak ładnie się układało, po 12:00 wszyscy razem z Leośkiem, tak jak życzył sobie Smyk, pojechaliśmy Go odebrać. Nawet Dziadziuś przyjechał.
Wchodzę do przedszkola, a pani-pomoc mi od razu mówi, że synek płakał. Wchodzę na salę a mój synuś zapłakany...
Wiem, że to normalne, wiem, że to trudne, ale dlaczego moje dziecko musi przez to przechodzić?:(((
Serce boli jak cholera, ale rozumiem, że tak jest i muszę to jakoś przeżyć i ja i On.
Gorsze było to, że ta druga pani zrobiła na mnie średnie wrażenie, a Ksawek później powiedział, że jej nie lubi, bo ona tak „niemiło wydaje dźwięki”, czyli głośno krzyczy.
A Pani ta powiedziała mi, że nie ogarnia Jego diety i żebym sobie porozmawiała z dyrektorką i że Ksawery ciągle potrzebuje uwagi skupionej na sobie i że chce się przytulać, a ona nie może, no bo cała grupa dzieci nie on jeden jest itd. Dla niej nie On jeden, WIEM, ale to moje dziecko!
Jak drzwi się otworzyły, to Smyk przybiegł do mnie i wskoczył mi na ręce, wtulił się z całych sił i wypłakał mi do ucha:
„Mamusiu, bo ja tak płakałem, bo chciałem się przytulić do Ciebie”.
Po rozmowie z panią dyrektor mam mieszane odczucia.
Stara się kobieta, nie powiem, ale od razu pytała czy nie zamierzam dać Ksawka do przedszkola na drugim końcu Krakowa, gdzie mają specjalne menu.
Okazuje się, że nie było problemu, ale jednak jest, bo było okrojenie etatów na kuchni i nie ma czasu na gotowanie osobno posiłków dla jednego dziecka.
Cały czas mnie to dziwi, że dorosłe osoby nie pojmują, że białko mleka krowiego występuje nie tylko w zupach mlecznych i kakao, ale też w naleśnikach, które mimo moich list rzeczy zakazanych dziś Ksawery dostał, że mięso wołowe, że budyń itd. Ale np. dżemu Mu nie dały, bo napisałam, że słodyczy zawierających dużo mleka nie może jeść. I gdzie tu logika?

Oto menu na najbliższe dni, z którego poprzez jedyną dostępną metodę, czyli eliminację produktów, wynika, że moje dziecko codziennie będzie jadło chleb z masłem, i popijało herbatą, o ile Mu ktoś zrobi, jeśli będzie akurat kawa lub kakao...


 (nie komentuję "lekkostrawności" tego menu)


Zobaczymy jak będzie jutro.
W czwartek zebranie.

niedziela, 1 września 2013

Dzień przed.



Kilka godzin przed w zasadzie.
Jutro pierwszy raz w naszym życiu wszyscy całą rodziną rozpoczynamy nowy rok przedszkolny. I to tak ot, po prostu bez adaptacji od razu na kilka godzin...
Jest stres. Ogromny.
Byle Smyk dał radę. Ja nie daję, Ksawka odprowadza jutro Tata, ja będę wisieć w oknie.
Dziś Ksawuś był bardzo płaczliwy, jakiś taki nieswój, chyba też po raz pierwszy widziałam objawy stresu u Niego. Ciągle mówił, że chce się przytulić, a zaraz potem walił nogami po wszystkim i się darł. Nic dziś nie zjadł. Co w Jego wydaniu oznacza na prawdę NIC.
A przed snem powiedział mi, że on chyba dziś nie będzie spał, bo jest smutny.
Czekam na jutrzejsze popołudnie jak już będzie po.