Dziś Mama przestała
ufać swoim reakcjom przy odbiorze ewentualnie zapłakanego Smyka i wysłała Tatę.
Siedząc w oknie, z
każdą minutą nasilało się moje czarnowidzenie.
Przyjechał znowu
dziadziuś, żeby zrobić wnusiowi niespodziankę.
Idą!
Jeszcze zahaczają o
plac zabaw, dzwonię zniecierpliwiona do Taty i uff...
PEŁEN SUKCES!
Dziś nasz syn zjadł
zupę pomidorową, zjadł kotlecika mielonego i popił kompotem!!!!!!!!!!!!
Jak Tata przyszedł
(dziś kolejne pół godziny później) to Smyk siedział po turecku w kółeczku z
innymi dziećmi i słuchał, co pani mówi.
Bawił się/obserwował
zabawy wymyślane przez Panią, pokazywał nam potem jeszcze troszkę nieśmiało,
jak się dzieci bawiły w burzę, słońce, tęczę i pioruny, pokazywał jak Pani
używa bębenka, gdy daje znać dzieciom, że mają składać zabawki itp.
I nie płakał ponoć,
dopiero jak zobaczył Tatę :)
Potem podeszła do nich
pani kucharka, która zapewniła męża, że zupę ugotowała tą jedną tylko dla
Ksawerego i żebyśmy byli spokojni, że ona ma wnuka alergika ,wie jak to jest i
że będzie robić tak, żeby mógł jeść :):):)
Po przedszkolu Smyk
nawet nie chciał już rosołku w domu. Poszłam z nim po obiedzie do pobliskiego
centrum handlowego. Pojechaliśmy na życzenie Smyka tramwajem. Było bardzo miło.
Oczywiście nakupowałam Smykowi różnych różności książek, autek, plecaków i
innych :/ Nie mogę się oprzeć.
Ksawek wybrał sobie
kolejny raz zepsutego Bumbusia, który nie skręca, więc namęczyłam się na maxa.
Nakupowałam jak głupia i nasz powrót do domu był tragikomiczny. Miałam 4
naderwane siaty, plus gigantyczną pakę pieluch, Ksawek trzymający się za palec i
...torebka, która postanowiła się urwać. Generalnie buhaha i ubaw po pachy :)
Ludzie mi miejsca
ustępowali i Ksawka za rękę trzymali, w drzwiach tramwaju przepuszczali,
pomagali kupić bilet...zabawnie to musiało wyglądać, a jeszcze tramwaj
ruszył, automat biletowy na drugim końcu, ja zaparta nogą, żeby nie wyłożyć się
jak długa i Smyk krzyczący, że on nie chce jechać na gapę...krzyczał tak
intensywnie, że w końcu jak udało mi się dotrzeć do automatu, odszukać i
wyciągnąć portfel, to już byliśmy u nas na osiedlu no i musiałam skasować bilet
kilka sekund przed wyjściem z tramwaju. W końcu trzeba dawać dziecku przykład
uczciwości ponad wszystko ;)
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Podczas pisania tego
posta Smyk się obudził zlany potem z pytaniem czy już jest dzień i idzie do
przedszkola. Potem usiłował rozmawiać, ale zasypiał w pół zdania :(
Boże, jak dziecko
przeżywa wszystko, tak samo jak dorosły, tylko może mniej umie nazwać,
rozpoznać, opisać, powiedzieć co się dzieje w głowie i serduszku.
Próbuję się postawić na
Jego miejscu – nie wiem czy umiałabym temu sprostać jako dorosła osoba...
Kiedy Ksawka nie ma w
domu panuje cisza, która boli.
Kiedy Ksawka nie ma w
domu ciągle czekam aż wróci.
Kiedy Ksawka nie ma w
domu tęsknię za Nim w każdej sekundzie czekania.
Kiedy Ksawka nie ma
chcę Go przytulać bez ustanku.
Kiedy Ksawka nie ma podświadomie
czekam na smsa lub telefon od Niego – przyzwyczajona do tego, że tak się czeka
jeśli się za kimś tęskni. Wcześniej nie tęskniłam za kimś, kto nie ma swojego
prawdziwego telefonu komórkowego.
Kiedy Ksawka nie ma
słyszę z tyłu głowy głos sumienia, że On tam sam, że to my zgotowaliśmy Mu ten
los...a my w domku sobie siedzimy całą trójką.
Kiedy Ksawka nie ma
przeklinam system edukacji, zaczynam wspominać swoje koszmarne przedszkole i
ściska mnie tak mocno. Ściska i wyciska potok łez. Tyle miłości jest w nas do
Smyka i nie mamy jak Go w tej chwili chronić przed strachem, stresem,
niepewnością itd.
Mam ochotę robić same
niepedagogiczne rzeczy, chcę Go wziąć do siebie do łóżka, żeby chociaż w nocy
był spokojny, chcę Go zabrać z przedszkola, tłumacząc sobie, że tak będzie bezpieczniej
dla Leośka (infekcje), chcę zmienić umowę i zabierać Go zawsze tuż po obiedzie.
Chcę Go sama uczyć...
Oglądamy z Tatą zdjęcia
Smyka sprzed 2 lat, sprzed roku – czemu ten czas tak zapieprza?...
Leoś póki co je i śpi,
zaczął się tydzień temu do nas uśmiechać, zaczyna powoli wydawać dźwięki,
koordynować ruchy rączek...za 3 lata On też pójdzie do przedszkola.
Nie chcę się na to
godzić, a muszę.