Dzisiejszy dzień miał
zdecydowanie cechy poniedziałku.
Mam go dość i czekam,
aż się skończy.
Samo przedszkole, hmm,
na razie szału nie ma.
Wyglądało to tak, że
dzieci z rodzicami zostały wprowadzone do sali, gdzie nawet jedno okno nie było
uchylone i myślałam, że ducha wyzionę z braku tlenu i wysokiej temperatury.
Potem Pani rozpoczęła
zabawy ruchowe, a Ksawek zaczął wyć.
Zajęcia trwały ok. 5
min, po czym kazano dzieciom się zapoznać z salą i zabawkami.
Ksawek rozczarowany, bo
nie było ani jednego telefonu do zabawy.
Do tego Pani nie umiała
mi odpowiedzieć na żadne pytanie organizacyjne i nawet nie dowiedziałam się, do
której w końcu grupy będzie chodził Smyk.
Ankiety dot. zwyczajów żywieniowych
i innych nie było. Ponoć we wrześniu na zebraniu, a jak dziecko ma alergie to
na początku we wrześniu mam przynieść listę rzeczy zakazanych.
W grupie adaptacyjnej póki
co jest jeden osiłek – 2 x większy niż reszta dzieci, mamusia stoi i się uśmiecha,
a jak dziecko walnęło jakąś dziewczynkę to mamusia skwitowała, że on się chce
bawić w berka (!??!!!). Dziecko się drze, bije wszystkich, wyrywa zabawki,
szturcha, robi na złość itd.
Na podwórku natomiast
biegały dzieci ze starszej grupy i 5 dziewczynek się goniło i krzyczało do
siebie:
„Ty kur...o jeb...a,
dziw..o pie....ona” etc. – w końcu podeszłam i zwróciłam im
uwagę, one mówią, że przepraszają, ale to nie do mnie było (pięciolatki!!!!!!!...)
zapytałam kto jest ich wychowawcą, poszłam do pani, mówię co i jak a ona do
mnie, że niestety, ale te dzieci w większości słyszą to na co dzień w domu i
dla niech to żadne brzydkie słowa nie są, więc żadne pogadanki itd. nie skutkują,
po prostu mówią tak, jak się mówi w domu. Ekstra.
No i w zasadzie to te
dni otwarte o kant rozbić, bo ani dzieciom przedszkola nie pokazały, ani nie
zrobiły jakiegoś zapoznania się dzieci tylko najpierw 45 min w sali i dzieci
robiły co chciały, a potem na podwórku z rodzicami jak na placu zabaw, żadnej
organizacji. Bez sensu.
Potem Ksawek miał focha,
do tego nauczył się pyskować, zrobił cyrki przy jedzeniu, znowu darcie, wycie,
krzyki, a wieczorem – właśnie skończył się histerycznie drzeć, bo jest jasno i
on nie pójdzie spać. Darł się 30 min, potem już zapomniał, o co Mu chodziło i
darł się ze zmęczenia.
Miał dzisiaj iść
wcześniej spać, Tata miał pracować no i znowu dochodzi 22:00 a dziecko nadal
nie śpi. My wymęczeni psychicznie, ja dziś spuchłam jak balon.
Co za koszmarny
dzień...
Ps. I ta nie zamykająca
się buzia Smyka...mięli jęzorem non stop, cały czas, cały dzień, bez przerwy. Wiecie, że on
gada nawet podczas mycia zębów?...