Dziś Smyk ciągle się
bał czegoś. Przytulał się do mnie, ściskał, nie odstępował na krok.
Bał się pralki, która w
ciemnej łazience świeci i wg Smyka „idzie do niego”, bał się oczka w kuchni,
czyli zegara w piekarniku, bał się drzwi w swoim pokoju i wielu innych rzeczy,
których już nie pamiętam.
Mamusia ostatnio
zdecydowanie nie w formie, Ksawuś pierwszy raz widzi Mamę w takim stanie i nie
będąc wdrażany w jakiekolwiek szczegóły wszystko i tak wie. Mój Kochany
opiekun, pocieszyciel:* Przynosi mi witaminki, żebym się lepiej czuła,
przytula, robi mi w swojej kuchni kawki, jest czuły, grzeczny i kochany. Nawet
budzi się w nocy i woła „chcę do mamusi”. W dzień prosi: „weź mnie na łąćki”.
Nie wychodzi na spacery
od kilku dni i godzi się z tym w bardzo piękny sposób. Zero buntu. Wczoraj
pobiegliśmy z musu do sklepu, szybko, szybko, Smyk chciał się pobawić na śniegu,
Mama pospieszała, trzymała za rękę, w końcu Smyk mówi: „chciałbym iść sam, nie
za ląćkę, będę siedł obok” i faktycznie…wziął sobie sierotka jakiś kijek i całą
trasę do sklepu odśnieżał mi drogę…a w sklepie przypomniał, że jeszcze
marchewki przecież mieliśmy kupić. Złote dziecko.
Mam straszne wyrzuty
sumienia, bo nie mam siły poświęcić Smykowi tyle czasu teraz ile bym chciała, a
boli najbardziej to Jego zrozumienie, ta mądrość…chyba wolałabym, żeby
wrzeszczał i się buntował…
Powiedzonka:
Podlizałem sobie buzię
(w sensie oblizałem z lukru)
Coś nie halo z tą
droździówką!
Mamo! Widź mnie!
(popatrz na mnie)
Wilk kladnie nasze
owce! (pewnie z bajki)
Czi ja wyglądam na
gada? (j.w.)
Słodziejaszek –
złodziejaszek :)
Zaległe zdjęcia:
fajności z lidla :)
(książeczka 3+ i aż jestem zaskoczona jak bezproblemowo rozwiązuje Smyk trudne zadania logiczne:))