Nazbierało się.
Przez 3 tygodnie marca
Smyk siedział w domu i się regenerował. Było miło, ciepło i słonecznie.
Leo bryka na całego,
chodzi przy sofie, zaliczył pierwsze husiu husiu, pierwszy zjazd na zjeżdżalni,
kąpiel w dużej wannie z bratem (zakupione krzesełko kąpielowe mama sprzedaje na
A, ponieważ Leo się nie zmieścił do niego), poznał też koleżankę/sąsiadkę o
miesiąc od niego młodszą i zachowywał się dość pewnie siebie, może nawet zbyt
natarczywie, bo koleżanka popłakiwała z przerażenia :)
Malutka dziewczynka
wzbudziła też ogrom uczuć w Starszaku, który ciągle mówi, że ją kocha i nagle
zaczął się bawić lalkami, które nazywa jej imieniem :)
Leo natomiast rozwija
całą swoją motorykę i szlifuje charakterek. Wszyscy mówią, że po mamusi.
Nasz pierworodny to
anioł był! Anioł do potęgi! Nic Mu nie przeszkadzało, dostosowywał się do
każdych warunków jak mały kameleon.
Leoś natomiast nie
lubi/nie znosi/nienawidzi:
a. ubierania (ograniczam się w tej kwestii do minimum i np.
chodzi brudny na spacery, żeby tylko Go nie przebierać)
b. przewijanie (nie jeden raz uciekał z przyklejoną do zadka
kupy a ja biegałam za nim myjąc Go w biegu)
c. zabiegów pielęgnacyjnych typu smarowanie, wyciąganie glutów
itd. – wiąże się to z szarpaniem,
szczypaniem, wyrywaniem włosów, kopaniem itp. Myślę, że gdyby w końcu wyszły Mu
zęby, na które tak czekamy, pewnie dołączyłby do tego gryzienie
d. spóźnionych nawet o 5 min posiłków lub pór spania,
e. zakładania śliniaka,
f. ograniczania wolności w postaci zapinania pasów w foteliku,
krzesełku, wózku itd.
g. wkładania do auta,
h. zakupów dłuższych niż 15-20 min (śmialiśmy wybrać się do
Ikei w miniony weekend i Leo w zasadzie cały czas jęczał lub marudził, dla
przykładu z Ksawerym jeździliśmy non stop i potrafił siedzieć w wózku 3 godziny
i był szczęśliwy).
i.
wyjazdów i zmiany
miejsca (W Rabce szalał, w nocy w ogóle nie chciał spać dopóki nie wzięliśmy go
do siebie do łóżka)
j.
zakazów typu nunu – jak
tylko faktycznie zostanie odcięty od źródła swojego zainteresowania – gniazdko,
kabel, kuchnia itd. po prostu się drze.
Mogłabym wymieniać i
wymieniać.
Do tego Leo musi być
blisko mnie. Na tyle blisko, że w zasadzie permanentnie stoi przy mojej nodze i
szarpie mnie za nogawki lub stoi po prostu przyklejony do mojej nogi, a ja np.
gotuję.
Jest też strasznym
całuśnikiem i uwielbia szeroko otwartą paszczą „całować” mnie, Tatę, brata,
prosto w usta, z kapiącą śliną. Całuje też obrazki w książkach, rysunki na
poduszkach, i nie można Go oderwać od pieluch! Jak tylko są nowe pieluchy, a na
opakowaniu prawie zawsze jakieś dzidzi, to Leo cały czas robi tuli tuli i buzi
buzi :)
Uwielbia pieski. Często
człapie do pokoju brata, staje pod kalendarzem z pieskami i drze się jak
papuga, dopóki ktoś nie przyjdzie i nie podniesie go do tych piesków :) Potem
trzeba pokazywać oko oko, ucho ucho, nosek, nosek i dyszeć jak piesek, a Leo
wariuje ze szczęścia :)
R
Starszak na tyle
wyrobił sobie wymowę R, że klasycznie wstawia tę literę tam, gdzie powinno być
L, czyli:
REON / Leon
RODÓWKA / Lodówka
DAREKO / Daleko
MREKO / Mleko
DRACZEGO / Dlaczego
Laryngolog
(31.03)
W końcu mieliśmy długo
wyczekiwaną wizytę u znanego laryngologa dziecięcego Baaardzo sympatyczny,
przystojny i miły pan doktor, ale poza tym, że taki fajny ;) to ma mnóstwo
sprzętu, którym dokładnie przebadał uszy, nos i gardło Smyka – zresztą
widzieliśmy wnętrze Ksawka na wielkim ekranie. Widzieliśmy trzeci migdał, który
okazał się bardzo malutki, pęknięte naczynko, z którego ostatnio często leci
Smykowi krew z noska, uszy w środku i w ogóle wypas :)
Anatomia mojego syna w
tym obrębie zadowoliła pana doktora, który stwierdził, że życzyłby sobie więcej
takich dzieci z takim stanem paszczy i okolic i że nie trzeba się póki co
niczym przejmować. Dodał nam jedne kropelki i zapisał szczepionkę, ale
donosową. Zaczynamy za 3 tygodnie (co już się zmieniło, ale o tym w kolejnym
bieżącym poście).
Rabka-Zdrój
(6-7.04.12)
Nareszcie udało nam się
wyjechać do Rabki. Bardzo ją lubimy. W związku z tym Starszak został dodatkowo
przetrzymany w domu tydzień, żeby zmniejszyć ryzyka zachorowania.
Sam wypadł był super.
Park Zdrojowy jest piękny po modernizacji. Mimo wcale nie jakiejś wymarzonej
pogody było miło pospacerować. Tężnie też zaliczone dwukrotnie. Każdy
potrzebuje takiej zmiany miejsca i klimatu, choćby w wersji mikro.
Dzieci zadowolone, to
najważniejsze.
My może trochę zmęczeni
dziećmi :) ale co zrobić. Do tego zawiodła nas nasza sprawdzona miejscówka i z
powodu niesamowitego brudu (miejsce przyjazne dzieciom – z teoretycznie wieloma
certyfikatami). Właścicielka chyba najzwyczajniej w świecie się obija ma maxa
myśląc, że jak ma już stałych klientów to czy syf czy nie to i tak zarobi.
Chyba się myli, nie te czasy. My już na 100% nikomu tego obiektu nie polecimy.
Ja na dzień dobry sprzątałam
i myłam całą kuchnię – szafki, stoły, mikrofale, krzesełko. Wszystko się
lepiło, a zlew i suszarka na naczynia – obrzydliwe! Fuuj!
Wobec tego ciężko było się
zrelaksować. Pokój zabaw brudny, pełen sierści psa właścicielki, nie odkurzany,
nie sprzątany, zabawki stare, połamane, z kilkuletnim brudem.
Do tego nie włączono
nam ogrzewania. Pani nam dała farelkę, w drewnianym domu :/ i zamiast kołdry
koc. Rozczarowanie na całej linii, także niestety, mimo ogromnego sentymentu
podziękujemy już tej pani.