Moja lista blogów

piątek, 29 stycznia 2016

Co za tydzień



Co za tydzień…
Z ferii zimowych nic nie było feriami zimowymi.
Poprzedni tydzień był tygodniem zapalenia oskrzeli u obu chłopców.
Starszak świetnie sobie poradził z chorobą i szybko doszedł do siebie.
(Inhalacje chłopców trwały non stop w zasadzie to na zmianę od rana do nocy jeden kończył drugi zaczynał, dobrze, że mamy ten nebulizator).
Leo niestety, osłabiony po poprzednim zapaleniu płuc (praktycznie 3 tygodnie wcześniej! :() nie mógł sobie poradzić z chorobą.
Po podaniu w piątek tydzień temu antybiotyku zaczęło się źle dziać.
Ja od razu po powrocie z pracy, kiedy dowiedziałam się od Taty, jaki antybiotyk został przepisany, wiedziałam, że będzie ciężko….
Gęsty, obrzydliwy z grudami podawany aż 2 x na dobę po 4 ml – to ogromnie dużo na zmęczony brzuszek Leonia. No i stało się: biegunki ,wymioty, odmawianie jedzenia i picia, osłabienie, apatia itd. W niedzielę w nocy Leo dostał ponownie gorączki i miał duszności.
W poniedziałek usłyszeliśmy w przychodni znowu ZAPALENIE PŁUC i otrzymaliśmy wybór – szpital albo bolesne zastrzyki 2 x dziennie rano i wieczorem.
Oczywiście wybrałam drugą opcję. Na początku ściągałam z łóżka Leo i chodziliśmy na zastrzyki do ośrodka, ale potem stwierdziłam, że do cholery chyba mogą przychodzić do domu robić te zastrzyki! No i tak się stało.
Zastrzyki te ogromnie bolą i promieniują do całej nogi…
Zależy jeszcze kto i jak je robi, niestety te panie, które przychodziły do domu robiły najboleśniej i długo, ale Leo jest moim bohaterem absolutnym.
Wspaniałe dziecko. Naprawdę, myślę, że dorosły zniósłby to gorzej, on jest po prostu cudownie mądry.
Każe się mocno przytulać, ale rozumie, że to po to, żeby był zdrowy. Płacze i mówi: oking oking oking (czyli OK., OK., OK.).
Bardzo Go to boli, bo po zastrzyku dosłownie paraliżuje Mu nóżkę. Szczególnie źle jest po zastrzyku z lewej strony.
Wczoraj nastąpił przełom, takie pogodzenie się i oswojenie z sytuacją, że ZIK ZIK jest konieczne. Leo robił nam cały wieczór zastrzyki. Potem przytulał, całował nas tak jak my Jego :)
Dziś na kontroli okazało się, że płuca są czyste osłuchowo, gardło, nosek, uszka – wszystko OK! :)
Z powodu nawrotu zapalenia płuc zgodziłam się na podawanie zastrzyków jeszcze 2 dni.
Jutro przyjeżdża do nas znowu inna pielęgniarka ze szpitala Rydygiera z opieki weekendowej.
Mam nadzieję, że będzie miła o delikatna…
Ja mam dylemat, bo mój urlop wypoczynkowy (świetny wypoczynek) się dziś kończy, w poniedziałek powinnam wrócić do pracy, ale lekarka sugerowała, że jeszcze tydzień powinnam się opiekować Leonkiem…
Tym bardziej, że Leo stał się przez tą chorobę płaczliwy, wystraszony i spragniony ogromnie mojej bliskości. Mama, mama, mama, mama, mama, mama i ciągle się do mnie przytula, każe się nosić, tulić, zaczął żądać smoczka w dzień, co nie zdarzało Mu się od urodzenia w zasadzie. Leo bardzo mocno przeżywa takie sytuacje. Szpital, w którym byliśmy z nim prawie 2 tygodnie jak miał 8 miesięcy odcisnęły na Nim strasznie piętno. Długo się nie mógł pozbierać. On mnie potrzebuje :( a w pracy mam milion najpilniejszych spraw, których nikt za mnie nie dokończy :(

Ksawery całe ferie spędził w domu.
W środę ma Bal Karnawałowy, znowu będzie policjantem :) Strój już jest. W tym roku mama znalazła wypożyczalnię strojów i bardzo mi się Ksawery podoba w swoim przebraniu
:)
Ciekawe czy fascynacja pracą policjanta jest już znacząca w Jego życiu, w sumie, to zawsze chciał być policjantem.









wtorek, 26 stycznia 2016

Takie ferie mamy :(



Nienawidzę takich dni.
Czuję, jak przez 24 godziny przybywa mi 100 nowych siwych włosów, a życie staje się krótsze.
Ksawery od 1,5 tygodnia ma zapalenie oskrzeli, Leo się zaraził, w ogóle nie poszedł na wybrany antybiotyk.
Wymiotował po nim, slabł, stracił w ogóle apetyt, nie chciał też pić.
W 3 dobie zaczął gorączkować, wczoraj w nocy miał duszności i gorączkę, dziś chcieli nas wziąć do szpitala.
Obustronne zapalenie płuc i to dość fatalne…
Walczymy, nie poddajemy się.
Przed Leo seria zastrzyków 2 x dziennie przez 7 dni L
A mieliśmy być na nartach..
W czwartek mama miała lecieć do Bolonii na weekend z przyjaciółką.
Wydarzył się wtedy ciąg niecodziennych zdarzeń, bardzo wielu zdarzeń, które przeszkadzały w zakupie biletów (może kiedyś je opiszę).
Zaufałyśmy przeznaczeniu i czy to jednak nie jest jakaś siła opatrzności…?

niedziela, 17 stycznia 2016

Urodzinowe przyjęcia



W tym roku Ksawery 3 x dmuchał świeczki:
W dniu urodzin 29 grudnia, w dniu przyjęcia dla rodziny, oraz tydzień później dla kolegów z przedszkola.
Obie imprezy były bardzo miłe, aczkolwiek ta pierwsza dużo spokojniejsza :)
Ksawery dostał po prostu górę prezentów.
Byli: babcia Krysia z dziadkiem Zbyszkiem, ciocia Marta z wujkiem Miśkiem i wujek-tata chrzestny Wojtek.




Na przyjęcie dla kolegów Ksawery przygotował samodzielnie zaproszenia.
Zaprosił 6 kolegów i wszyscy przyszli :)
Byli: Tomek, Max, Przemek, Oskar, Staś, Kacper, Ksawery no i Leonek (który również otrzymał pisemne zaproszenie od brata i to był pomysł Ksawusia).


Dziewczyn nie było, bo tylko jedną Ksawek lubi najbardziej, ale ponieważ powiedziałam Mu, że trzeba zaprosić też koleżankę tej koleżanki, żeby nie czuła się źle, okazało się, że tej drugiej to Ksawek nie lubi no i sprawa się rozwiązała sama.
My z Tatą przygotowaliśmy kilka konkursów w razie W, a babcia bardzo nam pomogła kulinarnie i organizacyjnie (ja byłam w pracy dłużej niż miałam być…).
Nasza impreza urodzinowa była pierwszą z pierwszych i w ogóle nie wiedzieliśmy jak się za to zabrać, wiele kwestii budziło nasze wątpliwości.
Na początku myśleliśmy o wynajęciu jakiejś Sali, ale ceny oraz zdecydowany sprzeciw Solenizanta szybko nam to wybił z głowy, tak więc pozostało nasze 40m2.
Moje obawy podsycał fakt, że wszyscy koledzy poza jednym, raczej nie należą do spokojnych, a raczej do tych, z którymi same panie w przedszkolu średnio sobie radzą na różnych występach publicznych;)
Po rozmowach telefonicznych odbytych z każdą mamą miałam nie mniejsze lęki :P
Nie wiedzieliśmy też czy zapraszać rodziców czy nie, a mając takie dziecko jakie mamy (że nie zostanie nigdzie samo), chcieliśmy być elastyczni i tolerancyjni i tę decyzję zostawiliśmy (chyba niepotrzebnie) rodzicom.
Jednak jest to dziwna sytuacja, bo poza jedną mamą wszystkich pozostałych nie znam. Tą jedną mamę zaprosiliśmy od razu i jej pomoc i zdolności pedagogiczne baaardzo nam pomogły.
Ale.. nie o tym miało być.
Po przybyciu 3 pierwszych gości nastąpił totalny Armagedon. Było tak głośno, że odbierając domofon pozostałych gości zapraszałam słowami: dzień dobry, nic nie słyszę, ale zapraszam, piętro 4.
Poprosiłam też babcię, żeby jednak też została, bo Leonek nie wiedział co się dzieje (podobnie jak ja)  i chciał na rączki (ja też! :P).
I bardzo dobrze, że została, bo nie wiem jak jeszcze Leonkiem był się miała zajmować.
Nie słyszałam własnych myśli i chciało mi się płakać. Nikt mnie nie słuchał, a żeby cokolwiek było słychać musiałam baaardzo bardzo głośno mówić i grozić, że zadzwonię po rodziców, żeby ich zabrali do domu :)
Tort na dzień dobry został podziurkowany przez zaciekawione place gości (którzy myśleli, że to prawdziwy tablet gigant i chcieli sobie ponaciskać).
Zimnych ogni nie było, bo przed imprezą chciałam pokazać je moich dwóm łobuzom   no i Ksawkowi odprysnął kawałek na rękę i Go poparzyło, zaczął płakać i rzucił ogniem i spalił nam dywanik w łazience (co za w ogóle chała z tym gadaniem, że to zimne i nie parzą…:/).
Konkursy musieliśmy zastosować od razu, bo inaczej chyba byśmy oszaleli.
Na szczęście było ogromne zainteresowanie konkurencjami. Uff.
To były jedne z najdłuższych dwóch godzin i wcale nie zleciały szybko.
Potem jeszcze rodzice przychodzili (Ci co nie zostali już na początku) i zostawali, żeby zobaczyć jak dzieci się bawią. Z 2 godzin zrobiło się prawie 4 licząc też z półgodzinną"zaskoczkę" przed imprezą, kiedy domofon zadzwonił po raz pierwszy…
Ksawery okazał się równie nieznośnym łobuzem, gorąco zachęcał kolegów do robienia mi na złość. Bardzo miło było Go widzieć szczęśliwego i rozbrykanego :):)
Widać też, że chłopcy są bardzo zgrani i że się lubią i to był miód na moje serce.
Ksawuś dostał kolejną górę prezentów od kolegów i piękne życzenia od niektórych.



Jeden kolega napisał sam bez pomocy mamy takie oto cudo wzruszające (dla mnie):

Ogólnie to okazało się, że jeszcze nikt nie odważył się na organizację urodzin, no ale teraz wszyscy deklarowali, że będą i że Ksawery jest zaproszony.
Żałuję, że z tego wszystkiego nie zrobiłam żadnego filmiku z przyjęcia, a i zdjęcia jakieś kiepskie wyszły. Wszyscy chyba byliśmy oszołomieni.
Na koniec przyznam, że było to wielkie wyzwanie i nie wiem czy dam radę za rok.
Ale z drugiej strony, czego się nie robi dla własnego dziecka i Jego uśmiechu …:):):)

środa, 13 stycznia 2016

Choinka piekna jak las!

Stała pod śniegiem panna zielona
Nikt prócz zająca nie kochał jej
Nadeszły święta i przyszła do nas
Pachnący gościu, prosimy wejdź!

Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas!
Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas!

Jak długo zechcesz, z nami pozostań,
niech pachnie tobą domowy kąt.
Wieszając jabłka na twych gałązkach
życzymy wszystkim Wesołych Świąt.

Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas!
Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas!


Nasza choinka z dnia  02.01.2016 :)

Gramy



czwartek, 7 stycznia 2016

Święta i urodziny



Święta spędziliśmy bardzo miło.
Zostaliśmy w Krakowie, ale już w weekend po świętach pojechaliśmy do drugich dziadków za Kraków i też było bardzo miło.










Tyle prezentów ile dzieci dostały w tym roku to jest hmm…aż nieprzyzwoite!:)


Ksawery miał już też 2 x dmuchanie świeczek: w dniu swoich urodzin 29 grudnia, potem w weekend na urodzinach dla rodziny i w najbliższą sobotę będzie miał tort trzeci raz na swojej pierwszej imprezie urodzinowej dla z przedszkola.
Przedwczoraj udało nam się nawet stworzyć nasze własnoręcznie zrobione zaproszenia, szkoda tylko, że na razie nadal nie ma wszystkich dzieci w grupie, bo te 2 dni przed dzisiejszym świętem to też były wyjątkowo traktowane i dzieci trzeba było zapisać na listę obecności dużo wcześniej. Sporo dzieci nie ma. Jutro reszta zaproszeń powinna trafić do wszystkich :)



Spotkanie nr 2 ze Św. Mikołajem (u mamy w pracy)


środa, 6 stycznia 2016

Spotkanie ze Św. Mikołajem na Al. Róż





Świąteczne dialogi




Ksawery: Mamo, dlaczego koło nazywa się koło?
Ja: hmm :) to trudne pytanie Kochanie, nie wiem, tak kiedyś ktoś je nazwał i tak jest.
A co to jest koło, jakbyś to opisał?
Ksawery: nooo, to taka figura, które nie ma kątów.
Ja: <zdziwienie> ?!
Ksawery: ..no więc powinno się koło nazywać ZEROKĄT.
Ja: <szok> w sumie synku, to masz rację :)

 ***

Świąteczna krzątanina. Nerwowo. Tu lekarz, tu zakupy, tu pakowanie do dziadków, biegamy po mieszkaniu.
Ksawery przynosi zwierzątko z nowych klocków (koza).
Ksawery: Tatooo, co to jest?
Tata (zerkając w przelocie): jednorożec
Ksawery (konsternacja): …no ale ma cycki!
Tato (na odczepnego): no to jednorożec z cyckami.

 *** 

Tata na zakupach, tam szaleństwo.
Mama dzwoni, z kolejnymi rzeczami, jakie się jej przypomniał y do kupienia w Rossmannie –
Mama: kup mi lakier do włosów!
Tata: ok., jaki kolor?...
:):):)