W czwartek 8 września,
Mama poszła na zebranie w przedszkolu.
Jeszcze dobrze się nie
zaczęło, jak dostałam od Taty telefon:
"Ksawery miał wypadek, musisz tu szybko przyjść, jedzie
karetka, a Leoś bardzo płacze".
Jak stałam tak
wybiegłam.
Biegłam całą drogę.
Leosia trzymały mamy
kolegów Ksawcia, płakał bardzo i był mocno wystraszony.
Ksawery nad wyraz
spokojny, siedział na kolanach u mamy Przemka (kolegi z przedszkola).
Jak zobaczyłam rękę
Ksawusia, zrobiło mi się słabo.
Bałam się, że upadnę,
a na rękach miałam już wczepionego Lenonka.
Lewa ręka Starszaka
przypominała zygzak. Była wygięta w 3 różne strony.
Bardzo niefortunnie
upadł na rowerze.
Ani nie jechał
szybko, ani z górki, ani się nie zderzył - było mnóstwo innych sytuacji
teoretycznie dużo bardziej ryzykownych, a tutaj praktycznie stał w miejscu,
obrócił się za siebie i bach. Kierownica
ponoć wykręciła się na drugą stronę i się przewrócił.
Być może na
krawężnik, bo miejsca złamania były jak dla mnie tak jakby Mu coś wybiło odcinek
kości w środku ręki.
Przyjechała karetka,
zbiegło się całe osiedle.
Ksawery dostał
morfinę.
Ratownicy - to są
zupełnie niezwykli ludzie.
Tyle razy ile miałam
do czynienia z ratownikami, a kilka razy nam się zdarzyło wzywać pogotowie, to
są anioły. Ciepli, wyrozumiali, serdecznie, optymistyczni, wspaniale
odwracający uwagę od czegoś, co wpędza nas w strach i panikę, jak żel na ranę,
łagodzą strach. Przypadkiem też są zazwyczaj bardzo przystojni ;)
Sama jak leżałam po
porodzie 2 x na SORze, gdyby nie młodzi wspaniali ratownicy to np. mogłabym
zejść z głodu. Byłam wtedy karmiącą matką, a oni oddawali mi swoje kanapki
przygotowane przez żony i mamy, bo na SORach nie ma wyżywienia, a ja leżałam
tam ponad dobę.
Ratownik zajmujący
się Ksawerym był rewelacyjny. Zrobił małe show na placu zabaw, powiedział, że
Ksawery jest dziś gwiazdą, a jak Starszak wsiadał do karetki cały plac zabaw
bił Mu brawa :) to było bardzo miłe.
Mnie z Leonem i
dwoma rowerami pomagali rodzice kolegów, udało się dotrzeć do domu, bo akurat w
ten dzień panowie poszli na rowery spory kawałek od domu.
Leo całą drogę
płakał, że bardzo kocha "Kawusia" i on tęskni. Pytał kiedy wróci, a
ja nieświadoma wszystkiego powiedziałam, że na noc do domku.
Coś mi tylko
mimochodem ratownik rzucił, że czasem udaje się bez operacji...
Oczywiście, że takie
złamanie nie składa się bez narkozy. Wtedy o tym nie pomyślałam, albo nie
chciałam myśleć.
ZŁAMANIE TRZONÓW OBU
KOŚCI PRZEDRAMIENIA.
Od 17:00 do 24:00
Ksawery czekał na zabieg, bo nie było anestezjologa (dużo cesarek nagle było i
jeden anestezjolog).
Ok. 24:00 Ksawuś sam
pojechał na salę operacyjną na inne piętro.
Jestem z Niego tak
strasznie dumna. Mój mały panikarz zachowywał się jak twardziel.
Po 2:00 Go
wybudzili.
Po drugim RTG
okazało się, że ręka super poskładana, 2 druty założone i puścili Ksawka do
domu.
Pierwszy dzień był
słaby... Ksawery leżał, trzeba było obkładać go poduszkami, karmić itd. Spał u
nas na podłodze, na materacu, bo nie wyjdzie na górne łóżko.
Po 3 dniach już czuł
się na tyle dobrze, że przechodził z tą ręką przez ogrodzenie placu zabaw.
To jest Jego lewa
ręka, więc w szkole średnio będzie mógł pisać, może jakieś inne zadania, ale
nie pisanie literek, a już zaczęli w tym tygodniu.
Lekarze w szpitalu
powiedzieli, że może iść od razu do szkoły, ale po rozmowie z wychowawczynią wolałam
go tydzień zostawić.
Jutro kontrola,
ściąganie szyn, rtg, zobaczymy co będzie. Póki co zwolnienie z WF do końca
listopada, więc odpadły nam wszystkie zajęcia pozalekcyjne w szkole :(
Nawet na gimnastykę
korekcyjną się nie załapiemy, bo jest tylko 15 miejsc i wybierają na cały rok
skład, więc może w II klasie będzie chodził, a to wieka szkoda....